Artykuł Etykieta zastępcza pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.
]]>Polska gospodarka, choć tezy postawione we wstępie wydają się temu przeczyć, nie jest światową superpotęgą. Co więcej, razem z Węgrami, ciągniemy się w europejskim ogonie w kwestii wydajności pojedynczego pracownika. Jesteśmy mało produktywni z przepracowania, a spadek wydajności zmusza nas do dłuższej pracy w celu osiągnięcia tych samych efektów co lepiej zorganizowani nasi sąsiedzi. Od lat tkwimy w tym zaklętym kręgu poświęcając rocznie na pracę już niemal 150 godzin więcej niż średnia światowa.
W 2013, bowiem najdokładniejsze dane mam właśnie za ten okres, roczny wymiar czasu pracy przeciętnego Polaka (uwzględniając 26 dni urlopu) wynosił 1800 godzin. Tego roku przepracowaliśmy jednak 118 godzin więcej plasując się na 5 miejscu wśród krajów OECD. Przed nami dłużej pracowali jedynie mieszkańcy Meksyku, Korei Południowej, Grecji(sic.), Chile i Rosji. Z roku na rok różnica ta rośnie i niebawem awansujemy o kolejne pozycje. Zakaz handlu w niedziele i święta, problemu nie rozwiąże. Należy wpierw zmienić mentalność społeczeństwa na taką, w której będą cenili oni swój czas wolny.
Gdy rozejrzymy się szerzej po Europie, zwłaszcza po krajach, które efektywnością pracy biją nas na głowę, zauważymy, że ograniczenia w handlu dotyczą jedynie 9 z 28 krajów Europejskiej wspólnoty, a na całkowity zakaz zdecydowały się jedynie Niemcy i Austria. Co więc tak znacząco różni naszych zachodnich czy południowych sąsiadów, że wykonując tę samą pracę są bardziej efektywni od polskich pracowników?
Najbardziej zauważalną różnicą, na którą natknął się każdy podróżujący za naszą zachodnią i południową granicę, jest podejście do dobowego rytmu dnia, który w piątek, świątek czy niedzielę jest z grubsza taki sam. Pracownik wstając rano dobrze wie, że niezależnie od tego czy pójdzie tego dnia do pracy, czy będzie miał wolne o określonej godzinie zje spokojnie posiłek czy wróci spokojnie do domu. Co dla wielu Polaków jest dziwne, tam jest naturalne i oczywiste. Sklepy w ciągu dnia zamykane są na godzinę lub dwie (w wielu przypadkach także i te wielkopowierzchniowe), a zakup czegokolwiek po godzinie 19 graniczy z niemożliwością. W naszym kraju, gdzie galerie handlowe czynne są do godziny 22, a pracownicy w skrajnych przypadkach docierają do domów grubo po północy by następnego dnia z samego rana wyprawiać pociechy do szkoły wydaje się nieosiągalną utopią.
Choć bardziej pasowałby termin „kultura współpracy” na linii pracownik – związek zawodowy – pracodawca. W Polsce, głównie przez działalność Solidarności i związków górniczych termin wypaczony, ocierający się dziś o patologię. Krajowe organizacje związkowe przez lata, szczególnie te rządzone przez AWS, wyrobiły sobie w systemie prawnym na tyle uprzywilejowaną pozycję, że dziś są zbyt niezależnymi bytami. Nie zależą od pracodawcy, pracownika, przejawiają postawę roszczeniową dopiero gdy zagrożony jest byt własnych aktywistów. Do tego, chętnie, aktywnie włączają się w działalność polityczną ideowo związaną ze swoimi korzeniami – istotą ich bytu – czyli walką z wszelkimi przejawami poprzedniego systemu. U naszych zachodnich sąsiadów układ trójstronny (pracodawcy-związki-pracownicy) stanowi system naczyń połączonych, dążący do równowagi. Gdy któryś z elementów zyskuje przewagę pozostałe natychmiast reagują w taki sposób by osiągnąć stan równowagi. Pracodawcom zależy na dobrym samopoczuciu załogi, więc wynegocjowane przez konkretny związek układy zbiorowe stosują często (choć nie muszą) do całej załogi. Związkom zależy na dobrym samopoczuciu zarówno pracodawców, by przez atmosferę utrzymać popularność załogi jak i tych ostatnich, gdyż to z procenta ich poborów finansowana jest organizacja. Gdy w związku źle się dzieje i zaczynają występować w nim patologie, szybko znika z braku funduszy lub jest wchłaniany przez inny bardziej uczciwy. Pracownicy natomiast dążą by zadowolony był pracodawca, gdyż dzięki temu mogą liczyć na korzystniejsze warunki płacowo-socjalne, jak i związki, które w razie kłopotów jasno wskażą zagraniczny (choćby wiele bardziej rentowny) oddział firmy do ewentualnego zamknięcia by tylko chronić krajowe miejsca pracy. W Polsce zarówno wśród pracowników jak i pracodawców taki stan rzeczy leży w kategorii marzeń. Tylko związkom, szczególnie tym postsolidarnościowym, stoi solą w oku, gdyż zamiast czerpać garściami z przywilejów musiałby się wykazać i zabrać ostro do roboty.
Tu dochodzimy do sedna sprawy. Brak równowagi w układzie trójstronnym stwarza pole do nadużyć dla każdej ze stron. Ta która jest w danym momencie silniejsza – dyktuje warunki. Przewaga pracodawcy skutkuje umowami śmieciowymi i zatrudnianiem pracowników tymczasowych. Gdy szala przechyli się na stronę pracowników, dochodzi wówczas do strajków blokujących na wiele dni czy tygodni pracę zakładu. Związki wykorzystują swoją pozycję zwiększając lokalnie własne przywileje u pracodawców (wpływ na decyzje kadrowe chroniące swoich, niekoniecznie bardziej wydajnych pracowników), jak i załogi, którą wizja niesprawiedliwej redukcji pcha w kierunku związkowców.
Dla pracownika, szarego Kowalskiego, najważniejsza jest stabilność. Mając właściwą umowę, godną płacę i czas na odpoczynek Polak, Niemiec czy Francuz w konkretnym zakładzie będą tak samo efektywni. Nie będzie tu ważne, czy zmiana przypadnie w dzień roboczy czy wolny. Stabilny rytm pracy pozwoli tak zorganizować życie rodziny by wszyscy byli zadowoleni. Znam to z autopsji, jako syn człowieka przez wiele lat pracującego w systemie 12/24/12/36 (praca/wolne/praca/wolne).
Jak więc poprawić efektywność polskiego pracownika, tak by mógł pracować mniej gwarantując tę samą wydajność? Przede wszystkim należy zacząć egzekwować obowiązujące dziś prawo, wprowadzając takie kary by żadnej ze stron nie opłacało się go łamać.
Umowy zlecenia czy o dzieło pomiędzy przedsiębiorcą a osobą fizyczną powinny z automatu podlegać kontroli. Dzieła są domeną zawodów kreatywnych, zlecenia pracami o charakterze incydentalnym. Proste? Jak widać możliwość wprowadzenia prostych kryteriów weryfikacji istnieje bez konieczności zmieniania prawa. Dla ułatwienia weryfikacji, w dobie cyfryzacji, kopia umowy mogłaby trafiać do ZUS wraz z deklaracją.
Zaległe urlopy, nadgodziny czy praca w dni świąteczne winna być zwracana w naturze, gdyż ekwiwalent skłania pracownika do pracy ponad siły, a pracodawcę do kredytowania wiążących się z tym zysków kosztem pracownika.
Godziny nadliczbowe powinny wynikać z ostrego i zamkniętego katalogu przesłanek i być rozliczane w możliwie najkrótszym okresie. Wszelkie odstępstwa od tego katalogu, spowodowane nagłym zleceniem lub zmianą sytuacji ekonomicznej winny być zgłaszane organowi nadzoru (Inspekcji Pracy) i rozliczone (średni czas pracy doprowadzony do 8 godzin) w ciągu maksymalnie 24 tygodni. Urząd nadzoru winien zweryfikować prawdziwość i poprawność działań pracodawcy.
Przerwy w pracy winny być przestrzegane i zorganizowane w taki sposób by pracownicy mogli w tym czasie zjeść posiłek regeneracyjny.
Wynagrodzenie za pracę w dni ustawowo wolne od pracy, w systemie ciągłym, winno mieć charakter zadośćuczynienia, a urlop dostosowany do potrzeb rodziny zatrudnionego.
Ostatnie lecz najważniejsze. Wszelkie naruszenia i nadużycia, zarówno po stronie pracodawcy jak i organizacji związkowej, pracownik winien móc zgłosić anonimowo, a jego zeznania w toku całego postępowania winny być utajnione i pozbawione cech umożliwiających identyfikację. Odtajnienie personaliów winno być możliwe jedynie w przypadku uniewinnienia we wszystkich instancjach, lecz nie z automatu, tylko w ramach decyzji niezawisłego sądu.
Ulżyć pracownikom handlu.
Co do samego handlu, zamiast koncentrować się na niedzielach, z których i tak aptekarze, pracownicy stacji benzynowych czy sklepów z pamiątkami nie będą mogli skorzystać, pomyślmy o dniach powszednich, by nie dzielić handlowców na lepszych i gorszych. Wprowadźmy zamiast 16 godzinnego dnia handlowego (6 – 22) dwunastogodzinny, a handel całodobowy wzorem monopolowych koncesjonujmy z zachowaniem 6 godzinnego dnia pracy. Wówczas przedsiębiorcy, wzorem zachodnich czy południowych sąsiadów, będą zapewniać pracownikom odpowiednie godziny wypoczynku, otwierając swoje podwoje w godzinach największego, handlowego, ruchu. Do godzin pracy od 6 do 18 lub 6 do 20 z przerwą między 12 a 14 większość Polaków dość łatwo się przyzwyczai.
Rozpatrywanie ograniczeń w handlu, bez uwzględnienia reszty pracowników, z dodatkowym obostrzeniem jedynie do niedziel i świąt jest dla polskiej gospodarki etykietą zastępczą. Oznaką niewydolności systemu w starciu z prawdziwym problemem. Sprytni handlowcy, wspierani przez zagraniczny kapitał i sztaby doradców, szybko znajdą obejście problemu podczas gdy pozostali pracownicy nadal, świątek, piątek i niedziela, będą pracować jakby nic się nie zmieniło. Czas zmienić ten stan, kompleksowo, z rozmysłem, by polski pracownik nie pracował jak niewolnik.
Uwaga: Powyższy tekst autora jest jego prywatnym poglądem na problem i nie był konsultowany z organizacjami do których należy. W związku z powyższym, o ile dana organizacja wyraźnie nie postanowi inaczej należy go wiązać ściśle z jego osobą.
Artykuł Etykieta zastępcza pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.
]]>Artykuł Cała prawda o bezpłatnych przejazdach dla młodych mieszkańców Torunia. pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.
]]>Projekt prócz oczywistego, miał jeszcze dwa poboczne cele. Wskazać mieszkańcom inne możliwe kierunki rozwoju komunikacji publicznej, niż ten jedyny „właściwy” forsowany z większym, lub mniejszym powodzeniem przez obecną administrację, a także wskazać archaiczność forsowanych przez miasto rozwiązań, oderwanych od oczekiwań współczesnych torunian. Częściowo efekt ten udało się osiągnąć, jednakże po kolei. Poniżej zestawienie głównych grzechów i bolączek, którym nie podołał magistrat w starciu z projektem.
Głównym argumentem, który Prezydent Torunia Michał Zaleski stawiał za pretekst do odrzucenia inicjatywy mieszkańców był koszt (po stronie wydatków budżetowych) jaki miasto miałoby ponieść na wdrożeniu projektu w życie. Miejska Skarbnik wyliczyła, że z toruńskiej kasy wyparowałyby 3 miliony złotych. Czy miała rację? Już pobieżny rzut oka na kwoty zapisane w budżetach innych miast wskazują, że powyższe wyliczenia są zdecydowanie zawyżone, co więcej nie uwzględniają jednego ze słabszych w kraju (przynajmniej wśród miast prezydenckich) wykorzystania komunikacji miejskiej. Poniżej zestawienie z danymi dla innych miast Polski.
Liczba ludności: 202 591
Przewidywany roczny koszt (wg Urzędu Miasta): 3 000 000 zł
Przewidywany roczny koszt (wg Wnioskodawcy): 875 000 zł
Roczny Koszt na mieszkańca (Miasto): 14,80 zł
Roczny Koszt na mieszkańca (Wnioskodawca): 4,31 zł
Liczba ludności: 762 448
Przewidywany roczny koszt: 2 800 000 zł
Roczny Koszt na mieszkańca: 3,67 zł
Liczba ludności (Miasto): 1 748 916
Liczba ludności (Aglomeracja): 2 666 278
Przewidywany roczny koszt: 13 000 000 zł
Roczny Koszt na mieszkańca (Miasto): 7,43
Roczny Koszt na mieszkańca (Aglomeracja): 4,87
Liczba ludności: 698 688
Przewidywany roczny koszt: 2 000 000 zł
Roczny Koszt na mieszkańca: 2,86 zł
Liczba ludności: 541 561
Przewidywany roczny koszt (wg Urzędu Miasta): 2 700 000 zł
Przewidywany roczny koszt (wg Wnioskodawcy): 600 000 zł
Roczny Koszt na mieszkańca (Miasto): 4,98 zł
Roczny Koszt na mieszkańca (Wnioskodawca): 1,10 zł
Jak widać we wszystkich wymienionych miastach (po odrzuceniu dwóch najbardziej skrajnych wyliczeń) koszt na mieszkańca jest bardzo zbliżony. Niewielkie różnice wynikają raczej ze stopnia korzystania z komunikacji miejskiej i niuansów rozwiązań niż z demografii, która w kontekście miast wojewódzkich całego kraju jest bardzo zbliżona. Jak widać Prezydent Miasta Torunia i jego administracja blisko czterokrotnie zawyżyli wyliczenia (zaznaczono na czerwono). W zestawieniu nieco odstaje także Warszawa, jednak w przeciwieństwie do pozostałych rozwiązań, stołeczne obejmuje całą aglomerację, bez względu na miejsce pobierania nauki przez dziecko.
Kolejnym argumentem, po który sięgnęła koalicja rządząca Toruniem, gdy ich wyliczenia zostały zniwelowane do poziomu bajek na dobranoc, był problem wysupłania nawet tej niższej kwoty z budżetu miasta. Wszak rok budżetowy rozpoczęty, wydatki zaplanowane, a tu mieszkańcy w styczniu wyskakują z tak kosztownym pomysłem. Nie da się, i kropka!
W tej retoryce miejskich urzędników ukryte są dwie wadliwe przesłanki, na których ją oparto. Po pierwsze wniosek nie był tajny i od początku zarówno koszt jak i zakres proponowanych zmian był publicznie znany. Po drugie złożony został w momencie, gdy prace nad budżetem miały się ku końcowi. Można było więc, zaplanować odpowiednią rezerwę celową na taką ewentualność. Nie zrobiono tego jednak, wychodząc z założenia, wniosek w takiej formie i z takim poparciem (SLD i Czasu mieszkańców – więc opozycji) nie może zostać przez radę zaakceptowany.
Nie pomogło tu nawet dążenie do kompromisowego rozwiązania, umożliwiającego wprowadzenie zmian bez długotrwałych skutków budżetowych. Mając na uwadze wcześniejsze rozbieżności w wyliczenia, które magistrat z racji lepszych argumentów zamienił na taktykę: „Trzeba będzie sprawę zbadać…”, postanowiłem ograniczyć ewentualne skutki budżetowe do rocznego pilotażu (obejmującego rok szkolny i wakacje), jednak i to nie skłoniło administracji Prezydenta Torunia do podjęcia próby osiągnięcia z mieszkańcami kompromisu. Nadal okopano się wokół budżetu, jak mantrę powtarzając, że dodatkowych pieniędzy w nim nie znajdą, ignorując fakt możliwości przesunięcia na podstawie §224 i §257 ustawy o finansach publicznych, odpowiednich środków z rezerwy ogólnej (3 100 000 zł). Co więcej w trakcie debaty nad taką możliwością urzędnicy miejscy zasłaniali się koniecznością posiadania środków na zarządzanie kryzysowe, nie wspominając radnym nawet słowem, że w tym celu utworzona jest odrębna rezerwa celowa (2 900 000 zł).
Te argumenty również legły w gruzach. Gdy nie dało się znaleźć odpowiednich środków po stronie wydatków postanowiłem ich poszukać po stronie dochodów, tak by nie zabrać złotówki z kieszeni mieszkańców Torunia. Udało się znaleźć taką pozycję. Co więcej nie trzeba było szukać daleko, gdyż niezbędnymi środkami dysponowało już w tym momencie toruńskie MZK.
Nie wszyscy bowiem wiedzą, ze wraz z początkiem roku na toruńskie ulice miało wyjechać 5 nowych autobusów marki Ursus. Do chwili głosowania (23 marca) nad przejazdami, formalnie, wyjechał jedynie jeden, gdyż reszta po serii spektakularnych awarii (w jednym z pojazdów podczas jazdy wypadła szyba) została odesłana do producenta w celach naprawy. Pojazdów tych nie odebrano, naliczając za każdy dzień zwłoki (od 31 grudnia) 2 000 zł kary umownej za każdy dzień dla pojedynczego pojazdu. Takim sposobem uzbierała się sumka 750 000 zł, która nadal rosła, pozwalająca na sfinansowanie bez szkody dla przewoźnika i mieszkańców, programu bezpłatnych przejazdów dla toruńskich dzieciaków.
Prezydent Miasta, już wówczas wyraźnie poddenerwowany sypiącą się koncepcją, misternie utkaną przez miejskich urzędników, nazwał ten pomysł absurdalnym. Dlatego też nie pozostało mi nic innego jak sięgnąć po najdalej idące, kompromisowe rozwiązanie, i zaproponować odroczenie pilotażu do 1 stycznia 2018, by Radni i miejscy urzędnicy mieli czas i możliwość zaplanowania środków w przyszłorocznym budżecie. Niestety przykaz płynący prosto z góry był jednoznaczny -projekt, jako nieprzynoszący głosów obecnej koalicji należy wrzucić do kosza. Tak też się stało.
Jako ciekawostkę, która powinna skłonić mieszkańców do szerszej refleksji nad tym kogo wybieramy za przedstawiciela do rady miasta, opiszę zachowanie jednego z nich, który chcąc albo ośmieszyć propozycję mieszkańców, albo zaakcentować swoją odmienność światopoglądową wobec przychylnych głosów dla pomysłu popieranego przez toruńską lewicę zasugerował (w formie pytania) dość nietypowe rozszerzenie ulgi. Pan Radny Jakubaszek jako, że klub PiS zobowiązał go do deklaracji wysunięcia bezpłatnych przejazdów w propozycjach do przyszłorocznego budżetu, by podkreślić odmienność światopoglądową i nie zostać przypadkiem uznanym za człowieka lewicy chciał objąć ulgą dzieci od chwili poczęcia i przyznać tym samym stosowną ulgę kobietom ciężarnym. Pomijając trudności w zdefiniowaniu dokumentu uprawniającego do ulgi – rodzi się dylemat czy miałby to być pozytywny test ciążowy czy zaświadczenie lekarskie – pomysł był co najmniej przestrzelony. Projekt mieszkańców zakładał bowiem zwolnienie z opłat jedynie toruńskich dzieciaków, a nie podróżujących z nimi rodziców czy opiekunów.
Pomijając ten odosobniony głos w całej dyskusji pozostałe były już bardziej merytoryczne. Udało się wspólnie zastanowić jak skłonić mieszkańców do korzystania z komunikacji miejskiej. Zgodnie z mentalnością urzędników, których jedyną koncepcją jest zakup kilku nowych autobusów, w których podczas jazdy wypadają szyby, zabetonowanie placu pod oknami mieszkańców stawiając wielopoziomowy parking Park&Ride, który nie będzie spełniał zasadniczej swojej funkcji.
Czy też można jednak inaczej. Zacząć systemowo zmieniać przyzwyczajenia mieszkańców zaczynając od tych najmłodszych. Parkingi Park&Ride planować w oparciu o infrastrukturę tramwajową i postawić je na pętlach Olimpijska i Motoarena, które po spięciu pętli Elana ze Skarpą (niezależnie od wariantu) rozprowadzą podróżnych po całym prawobrzeżnym Toruniu. Można w końcu projektować siatkę połączeń w oparciu o preferencje zmotoryzowanych mieszkańców, by dostosowując ją do ich potrzeb dać dodatkowy argument do przesiadki z czterech kółek.
Sprawa biletów, choć wniosek mieszkańców został odrzucony, pozostaje otwarta, a temat będę monitorować a przy braku reakcji pokuszę się o miejskie referendum.
Pełen zapis archiwalnych sesji Rady Miasta Torunia z 23 lutego i 23 marca 2017 roku.
Artykuł Cała prawda o bezpłatnych przejazdach dla młodych mieszkańców Torunia. pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.
]]>Artykuł Jakie rezerwy finansowe możnaby uruchomić w Toruniu – Odpowiedź na pytanie Wyborcy pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.
]]>Co wspólnego charakteryzuje te wszystkie inwestycje? Brak spójnej strategii w ich projektowaniu i wykonaniu a także brak pomysłu na przyszłe wykorzystanie. W przypadku mostu, przyszłe wykorzystanie jest oczywiste – będą przecież jeździły po nim samochody . Jednak już, jak na niego wjadą bez korkowania choćby ulic Kościuszki i Żółkiewskiego, jest pieśnią dalszej przyszłości. Pod trasę wschodnią nie wbito przecież nawet łopaty a ostatnie wyliczenia wskazują na spore niedoszacowanie kosztów tej inwestycji.
Podobny los stadionu żużlowego i pozostałych wymienionych inwestycji. Też będziemy najpewniej przez kolejne lata sporo do nich dopłacać. Nie twierdzę oczywiście, że są to inwestycje zbędne, jednakże sposób na to by zarabiały one na siebie należało znaleźć już na etapie ich projektowania.
Dlaczego mówię o tych obiektach w kontekście rezerw inwestycyjnych? Znalezienie finansowania zewnętrznego dla tych obiektów pozwoliłoby chociaż częściowo odciążyć budżet miasta w wydatkach, a co za tym idzie uruchomić dodatkowe środki na kolejne, już bardziej przemyślane inwestycje. Można pójść śladem innych miast i sprzedać prawa do nazwy tych obiektów, można też przyciągnąć do nich więcej imprez. Możliwości jest wiele.
Nie należy zapominać, że miasto może wykorzystać jeszcze inne metody by pozyskać środki na realizację niektórych swoich planów. Jedną z nich jest, nieco zapomniane czy marginalizowane z różnych względów w Toruniu, partnerstwo publiczno-prywatne w ramach którego mogą powstawać w mieście inwestycje wielofunkcyjne. Wybudowanie choćby parkingów wielopoziomowych z przestrzenią biurową, szkoły z basenem i halą sportową czy budynków mieszkalnych z przeznaczeniem części lokali na mieszkania komunalne to jedynie klika pierwszych z brzegu inwestycji z powodzeniem realizowanych w naszym kraju.
Osobną kwestią są inwestycje realizowane w oparciu o fundusze krajowe i europejskie. Tu miasto powinno modelowo współpracować z władzami województwa, by pozyskać dla Torunia jak największy kawałek tegoż tortu. Dziś już wiemy, że w nadchodzących latach dzięki funduszom mamy zapewnione finansowanie kilku duży inwestycji. Nie oznacza to jednak koniec starań o kolejne.
Artykuł Jakie rezerwy finansowe możnaby uruchomić w Toruniu – Odpowiedź na pytanie Wyborcy pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.
]]>Artykuł Co miasto powinno zrobić by poprawić młodym warunki do zamieszkania w Toruniu? – Odpowiedź na pytanie Wyborcy pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.
]]>Funkcjonujący w Polsce system budowy nowych mieszkań oparty na firmach deweloperskich i kredycie hipotecznym nie jest w stanie zaspokoić potrzeb mieszkaniowych szerszej grupy obywateli. Dodatkowo ogranicza mobilność młodych ludzi i przywiązując ich do obciążonych kredytem mieszkań, uniemożliwia przemieszczanie się w celu poszukiwania lepszej pracy.
System ten nie daje też żadnych szans ludziom pracującym na umowach śmieciowych czy też gorzej radzącym sobie z wymogami otaczającej rzeczywistości.
Na całym cywilizowanych świecie istnieją obok wymienionego inne systemy umożliwiające zamieszkanie w przyzwoitych warunkach.
Czy ma Pani/ Pan pomysł na to, jak umożliwić młodym ludziom zamieszkanie w Toruniu?
Problem mieszkaniowy nie dotyczy tylko Torunia, jest to problem, z którym zmagają się samorządowcy (z lepszym lub gorszym skutkiem) w całej Polsce. Przygotowując swój program wyborczy zetknąłem się z ciekawym artykułem odpowiadającym na pytanie: Gdzie w Polsce najłatwiej rozpocząć samodzielne życie. Autorzy artykułu wzięli pod lupę 33 czynniki wpływające na atrakcyjność danej lokalizacji dla ludzi młodych.
Jak w tym zestawieniu wypadł Toruń? – dość blado, zajmując 15 pozycję. Nie dość, że wyprzedziły go niemal wszystkie miasta wojewódzkie, to znacznie wyżej uplasowały się nawet Radom i Płock, gdzie koniunkturę napędza praktycznie jedna branża. Ten wynik oznacza jedno – w naszym mieście w tej sprawie jest wiele do nadrobienia.
Pani Maria pyta o sposób na rozwiązanie problemu mieszkaniowego, ja jednak w swojej odpowiedzi rozszerzę pytanie: Co zrobić by Toruń był miastem przyjaznym dla młodych?
Siła przyciągania młodych ludzi do konkretnego miasta zależy od wielu czynników, jednak skupię się w niniejszym tekście nad najważniejszymi, najsilniej wpływającymi na podjęcie takiej decyzji:
Opisywałem je przy okazji omawiania problemu starzejącego się społeczeństwa i zaliczam do nich następujące rozwiązania:
W tej kwestii miasto musi przede wszystkim:
W Toruniu jak opisywałem wcześniej przy okazji problemu starzejącego się społeczeństwa a także strategii dla toruńskiej oświaty powinna polegać przede wszystkim na:
Realizować można dwutorowo:
To temat na osobny artykuł, jednakże w mojej ocenie miasto może realizować ją w następujący sposób:
Powyższy program ma realne szanse zachęcić młode pokolenia do zamieszkania w Toruniu lub jego okolicach, dodatkowo gwarantuje miastu stabilny wzrost zarówno gospodarczy jak i demograficzny.
Odpowiadając na drugą część pytania dotyczącą innych systemów umożliwiających zamieszkanie w przyzwoitych warunkach. Proponuję następujące rozwiązania (z powodzeniem stosowane w innych miastach w Polsce):
Artykuł Co miasto powinno zrobić by poprawić młodym warunki do zamieszkania w Toruniu? – Odpowiedź na pytanie Wyborcy pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.
]]>Artykuł Mój pomysł na toruńską strategię oświatową – Odpowiedź na pytanie wyborcy pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.
]]>Głośne sprawy Domu Harcerza oraz Zespołu Szkół nr 22 wydobyły na światło dzienne problemy toruńskiej oświaty. Stawianie dyrektorów przed natychmiastową koniecznością zwalniania pracowników, wprowadzanie do placówek oświatowych firm zewnętrznych, zmuszanie nauczycieli do prowadzenia darmowych zastępstw, likwidowanie etatów to niestety codzienność. Podobnie jak ograniczanie etatów w bibliotekach i świetlicach. Niż demograficzny staje się pretekstem do zmniejszania liczby klas przy jednoczesnym zwiększaniu liczby uczniów w oddziałach. Niedawna wypowiedź dyrektora Wydziału Edukacji powołującego się na przykład szkół mających świetne wyniki mimo pracy w ponad trzydziestoosobowych klasach świadczy o kompletnym ignorowaniu różnic spowodowanych możliwościami intelektualnymi i emocjonalnymi uczniów. Lekceważy się również kształcenie zawodowe, a nie z wszystkich młodych ludzi da się zrobić intelektualistów. Sąsiednia Bydgoszcz już dawno opracowała strategię dla oświaty, a jaką Pani/Pan strategię dla toruńskich placówek oświatowych ma zamiar zaproponować?
Reforma systemu oświaty, jak i pozostałe trzy wprowadzone przez rząd Jerzego Buzka w 1999r. Były największym błędem polskiej administracji centralnej w historii Polski po transformacji ustrojowej z 1989r. Oświatę te reformy dotknęły podwójnie. Po pierwsze wprowadzono trzystopniową strukturę szkolnictwa, zwiększającą wydatki utrzymanie placówek czy obsługę administracyjną, kosztem jakości kształcenia. Dodatkowo reforma administracji (choć sama w sobie najlepsza z całego pakietu) przerzuciła finansowanie placówek ze szczebla centralnego (realizowanego poprzez wojewodów) na samorządy lokalne. Działanie to byłoby jak najbardziej adekwatne gdyby zwiększono adekwatnie udział samorządów w dochodach państwa. Tak się jednak nie stało, stąd niemal każda gmina w Polsce zmuszona jest do dokonywania cięć w tym sektorze.
Jakby tego było mało, to w swym zapędzie zniszczono niemal kompletnie pion kształcenia zawodowego, zarówno teoretycznego jak i praktycznego. Żłobki i przedszkola istnieją jedynie w formie kadłubkowej i nie zaspokajają nawet minimum potrzeb mieszkańców Torunia. Ponadto, od wielu lat system kształcenia nie nadąża za realnymi potrzebami rynku pracy, kształci bezrobotnych absolwentów (szkół zawodowych, średnich czy wyższych), którzy zmuszeni są bądź do emigracji w poszukiwaniu pracy w wyuczonym zawodzie, bądź do pracy za najniższe stawki jako pracownicy niewykwalifikowani. Lata zaniedbań, będzie ciężko nadrobić.
Jako kandydat do rady miasta Torunia proponuję realizację następujących celów oświatowych:
Powyższe zestawienie nie wyczerpuje wszystkich potrzeb toruńskiego systemu oświaty, nie uwzględnia też wielu aspektów związanych z losem nauczycieli czy też organizacji zajęć pozaszkolnych. Uważam jednak, że reforma tych kwestii w mieście powinna być poprzedzona zarówno odpowiednimi symulacjami jak i konsultacjami społecznymi ze wszystkimi zainteresowanymi środowiskami, a rozwiązanie wypracowane na drodze kompromisu.
Artykuł Mój pomysł na toruńską strategię oświatową – Odpowiedź na pytanie wyborcy pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.
]]>Artykuł Jaki mam pomysł na rozwiązanie chaotycznej pajęczyny toruńskich urzędów, by usprawnić dostępność urzędów, a zarazem zapewnić ich skuteczny nadzór? – Odpowiedź na pytanie Wyborcy pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.
]]>Minusy zaś? Cóż, tu też nie będę wiele szukał. Wezmę pierwsze trzy z brzegu.
Chciałbym także zauważyć, że na tle sąsiadów Toruń nie wypada źle. Bydgoszcz ma urzędy zlokalizowane pod 12 różnymi adresami, Poznań 10’cioma. Oba miasta rozsiały swoje jednostki na jeszcze większym obszarze.
Jak wobec powyższego rozwiązać ten węzeł gordyjski? Odpowiedzi nie trzeba daleko szukać. Część z nich miasto wprowadziło już z powodzeniem. Istnieje przy Wałach Generała Sikorskiego 10 miejskie Biuro Obsługi Inwestora i Przedsiębiorcy, istnieje stanowisko Audytora Wewnętrznego a także Wydział Ekonomiki i Nadzoru Właściwego, dodatkowo, od nie pamiętam już ilu lat, miasto posiada kolumnę transportową dla osób niepełnosprawnych i o ograniczonej samodzielności poruszania. Te rozwiązania, uzupełnione o pomysły zawarte w moim programie www.stajnbart.pl/program/ powinny wystarczyć do usprawnienia działania urzędu w stopniu zadowalającym dla jego mieszkańców.
Poniżej, najważniejsza z mojego punktu widzenia, lista zmian, które należałoby wdrożyć.
Artykuł Jaki mam pomysł na rozwiązanie chaotycznej pajęczyny toruńskich urzędów, by usprawnić dostępność urzędów, a zarazem zapewnić ich skuteczny nadzór? – Odpowiedź na pytanie Wyborcy pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.
]]>Artykuł Jakie pomysły na rozwiązanie problemu starzejącego się społeczeństwa mam zamiar prezentować i realizować w nadchodzącej kadencji Rady Miasta Torunia? – Odpowiedź na pytanie Wyborcy pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.
]]>Poniżej prezentuję moje stanowisko w tej sprawie.
Szanowna Pani Mario!
Niezmiernie mi miło, że znalazła się osoba, która postawiła na świadome obywatelstwo i postanowiła przepytać wszystkich kandydatów niezależnie od ich przekonań politycznych.
Problem, który Pani podniosła w niniejszym pytaniu, jest na tyle poważny, że żadna partia będąca u władzy od wyborów do sejmu V kadencji (2005) nie potrafiła skutecznie zająć się tą sprawą. Traktowała go jak „gorącego kartofla”, minimalizując widoczne objawy i przerzucając faktyczne skutki na kolejne rządy i pokolenia. Jednakże, Ci co twierdzą, że to jedynie problem w kompetencji Rządu i władz centralnych, nie dostrzegają możliwości jakie ma gmina lub powiat, by na szczeblu lokalnym wspomnianą tendencję odwrócić.
W przypadku starzenia się społeczeństwa miasto musi działać w ramach obowiązującego, nieskutecznego, systemu zabezpieczenia społecznego, jednakże samo ma pewne możliwości likwidowania przyczyn i przeciwdziałania skutkom tegoż zjawiska.
Jako kandydat do rady miasta Torunia proponuję w swoim programie (na stronie www.stajnbart.pl/program ) cały szereg rozwiązań mogących w perspektywie wspomnianych dwudziestu lat znacznie zahamować ten proces. Celowo zacznę od rozwiązań dla ludzi młodych a zakończę na tych skierowanych do obecnych seniorów, gdyż to właśnie pokolenie mające dziś 24-35 lat a także młodsi mieszkańcy są kluczem do sukcesu w likwidacji tegoż zjawiska.
Społeczeństwo starzeje się, zgodnie z Pani słuszną diagnozą, gdyż młodzi Polacy migrują za lepszym życiem poza granice naszego kraju. Należy też pamiętać, że jest też spory odsetek Patriotów, którzy decydują się pozostać w kraju. Ci jednak, ze względu na panujące obecnie warunki, myślą przede wszystkim o własnym utrzymaniu, o rodzinie zaś dopiero w o wiele dalszej kolejności.
Rozwiązaniem problemu, jest choć częściowe odwrócenie tegoż trendu poprzez stworzenie w Toruniu przestrzeni przyjaznej rodzinie. Dokonując zmian w poniższych dziedzinach:
Edukacja:
Rynek pracy i szkolnictwo wyższe.
Ochrona zdrowia i pomoc społeczna.
Starzenie społeczeństwa dotyka również osoby w średnim wieku. To oni obarczeni są obecnie największymi kosztami tegoż problemu, a za lat 20 najbardziej odczują jego skutki. Rozwiązaniem jest zapewnienie dziś tym osobom jak najbardziej stabilnej sytuacji życiowej i wydłużenie ich aktywności zawodowej. Proponuję zadbać o to w następujący sposób:
Dotarliśmy w końcu do seniorów. Grupy społecznej, która dziś najbardziej odczuwa skutki obecnego systemu zabezpieczenia społecznego. To oni także w perspektywie najbliższych lat będą najbardziej borykać się z problemami wynikającymi ze starzejącego się społeczeństwa. Skutki Seniorom łagodzić będzie najtrudniej, jednakże kilkoma pomysłami można sprawić by nie czuli się zaniedbani i opuszczeni. Możemy również poprawić ich samodzielność. Miejsca opieki, o których Pani wspomina to raczej kwestia, wtórna, na którą miasto może dość szybko i elastycznie reagować w miarę potrzeb lokalnej społeczności. Większym zadaniem, jest by jak najmniejsza grupa seniorów musiała tam trafiać. Tą sprawę można załatwić przy pomocy poniższych projektów:
Wdrożenie w mieście w/w projektów, umożliwia zauważalne zmniejszenie skali i skutków zjawiska starzenia się społeczeństwa już w perspektywie jednej kadencji władz samorządowych. Oczywiście bez reform systemu zabezpieczenia społecznego, odpowiedniej polityki prorodzinnej i skutecznych narzędzi rynku pracy, wspomniane rozwiązania są w stanie jedynie wyhamować postęp tego zjawiska.
Tym, z czytelników, którzy po skali zmian zarzucać mi będą chcieli populizm w postaci kreowania projektów, których nie udźwignie zadłużony budżet Torunia, śpieszę wyjaśnić, iż roczny koszt utrzymania powyższych projektów jest porównywalny lub niższy niż budżet średniej wielkości imprezy organizowanej przez Urząd Miasta Torunia. Na większość z projektów również można będzie z łatwością uzyskać dofinansowanie z Brukseli.
Osobiście wolałbym się obejść np. bez sylwestra na świeżym powietrzu mając pewność, że środki przeznaczane są na projekty, które dają wymierne korzyści. Myślę również, że spora część torunian podzieliłaby powyższy pogląd.
Szanowna Pani Mario. Powyższy projekt stanowi jedynie ogólny zarys moich planów dla Torunia. W razie jakichkolwiek dalszych pytań, lub wątpliwości proszę o kontakt. Postaram się na nie możliwie wyczerpująco odpowiedzieć.
Z poważaniem
Dominik Stajnbart
Kandydat do rady miasta Torunia
Okręg 1 (Na Skarpie, Kaszczorek, Czerniewice, Podgórz Stawki)
Lista nr 6 (KKW SLD Lewica Razem) pozycja 7
Artykuł Jakie pomysły na rozwiązanie problemu starzejącego się społeczeństwa mam zamiar prezentować i realizować w nadchodzącej kadencji Rady Miasta Torunia? – Odpowiedź na pytanie Wyborcy pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.
]]>