Artykuł Różne poglądy – Wspólna przyszłość! pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.
]]>Jadąc na zjazd byłem pełen obaw lecz także ciekawości. Krótki przegląd internetowy nazwisk osób przyjętych na szkołę nie pozostawiał wątpliwości, że będziemy mieli do czynienia z pełnym spektrum poglądów społeczno-politycznych. Choć nie byłem okopany wokół własnych wartości i jechałem z mocnym przekonaniem do wspólnego dialogu, to zastanawiałem się jak odnajdę się w tej sytuacji. Wizja zbudowana doświadczeniem pozwalała mi być umiarkowanym optymistą. Przykład bezpłatnych przejazdów dla dzieci od urodzenia do ukończenia szkoły podstawowej pokazał, że nawet wśród środowisk przeciwnych temu rozwiązaniu znalazłem głosy zrozumienia, a nawet sojuszników.
Już w trakcie pierwszych rozmów przyszły dalsze komplikacje i dylematy. Okazało się bowiem, że rozlokowanie po pokojach również przeprowadzono wedle klucza ludzi prezentujących odmienne poglądy. Powstała obawa jak przetrwam dziewięć dni i nocy z osobą o radykalnie odmiennym systemie wartości, dla którego moja, co się później potwierdziło, fundamentalna – Wolność będzie wiele niżej w hierarchii . Wolność stawiająca mnie raczej na stanowisko liberała niż socjaldemokraty będzie wystawiona na ciężką próbę w zderzeniu z tymi bardziej tradycyjnymi, zwłaszcza z religią.
Wraz z kolejnymi zajęciami, godzinami spędzonymi na wspólnych rozmowach, kolejne wątpliwości rozmywały się w konfrontacji z rzeczywistością. Zamiast tych z PiS, Nowoczesnej czy PSL, byli Ewa, Ola, Miłosz, Jarek czy Tomek. Zamiast kościółkowych i bezbożników wyszli z nas społecznicy, bezkreśnie oddani swojej działalności. Dyskutowaliśmy bez większych oporów na tematy, które wydawały się dla drugiej strony politycznym tabu. Raz zdefiniowanym dogmatem, wobec którego nie powinno być jakiejkolwiek dyskusji. Ścieraliśmy swoje poglądy w oparciu o merytorykę zamiast emocji.
Stało się to, co wedle założeń organizatorów miało się wydarzyć pod koniec szkoły, pękła chroniąca nasz ekosystem bańka, którą wytworzyliśmy w naszych głowach. Bańka, która ograniczała nasze postrzeganie rzeczywistości jedynie do naszych własnych argumentów czy emocji. Dobitnie pokazały to zajęcia z debat oksfordzkich, w których postawiono nam wymagającą tezę. Okazało się, że twierdzenie „Polska jest krajem tolerancyjnym” można potwierdzić (czy zaprzeczyć) mając nawet odmienne stanowisko. Patrząc obiektywnie na argumenty, śmiem dziś twierdzić iż mimo przejawów nietolerancji nie jesteśmy krajem ksenofobicznym a tolerancja, bądź jej brak jest cechą jednostek nie społeczeństwa.
Gdy przyszedł czas rozstań, towarzyszyły mu ogromne, pozytywne emocje. Choć wyjeżdżaliśmy z żalem, to dotyczył on opuszczania tej naszej, małej społeczności. W drogę powrotną zabieraliśmy się wzajemnie, odwoziliśmy pod dom upewniając się, czy wszyscy bezpiecznie dotarli do celu. Mimo zmęczenia, chcieliśmy z naszego spotkania wycisnąć jeszcze więcej, z kolejnych rozmów, przemyśleń.
Do domu wróciłem z otwartym umysłem, nową nadzieją na przyszłości. Dzisiejszą rzeczywistość postrzegam już nie w kategoriach My i Oni, lecz bardziej otwarcie. Z hasłem, które towarzyszy mi niemal od samego początku: różne poglądy – wspólna przyszłość, czuję się jeszcze bardziej związany i zobligowany do jego przestrzegania jako wartości nadrzędnej.
Artykuł Różne poglądy – Wspólna przyszłość! pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.
]]>Artykuł Etykieta zastępcza pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.
]]>Polska gospodarka, choć tezy postawione we wstępie wydają się temu przeczyć, nie jest światową superpotęgą. Co więcej, razem z Węgrami, ciągniemy się w europejskim ogonie w kwestii wydajności pojedynczego pracownika. Jesteśmy mało produktywni z przepracowania, a spadek wydajności zmusza nas do dłuższej pracy w celu osiągnięcia tych samych efektów co lepiej zorganizowani nasi sąsiedzi. Od lat tkwimy w tym zaklętym kręgu poświęcając rocznie na pracę już niemal 150 godzin więcej niż średnia światowa.
W 2013, bowiem najdokładniejsze dane mam właśnie za ten okres, roczny wymiar czasu pracy przeciętnego Polaka (uwzględniając 26 dni urlopu) wynosił 1800 godzin. Tego roku przepracowaliśmy jednak 118 godzin więcej plasując się na 5 miejscu wśród krajów OECD. Przed nami dłużej pracowali jedynie mieszkańcy Meksyku, Korei Południowej, Grecji(sic.), Chile i Rosji. Z roku na rok różnica ta rośnie i niebawem awansujemy o kolejne pozycje. Zakaz handlu w niedziele i święta, problemu nie rozwiąże. Należy wpierw zmienić mentalność społeczeństwa na taką, w której będą cenili oni swój czas wolny.
Gdy rozejrzymy się szerzej po Europie, zwłaszcza po krajach, które efektywnością pracy biją nas na głowę, zauważymy, że ograniczenia w handlu dotyczą jedynie 9 z 28 krajów Europejskiej wspólnoty, a na całkowity zakaz zdecydowały się jedynie Niemcy i Austria. Co więc tak znacząco różni naszych zachodnich czy południowych sąsiadów, że wykonując tę samą pracę są bardziej efektywni od polskich pracowników?
Najbardziej zauważalną różnicą, na którą natknął się każdy podróżujący za naszą zachodnią i południową granicę, jest podejście do dobowego rytmu dnia, który w piątek, świątek czy niedzielę jest z grubsza taki sam. Pracownik wstając rano dobrze wie, że niezależnie od tego czy pójdzie tego dnia do pracy, czy będzie miał wolne o określonej godzinie zje spokojnie posiłek czy wróci spokojnie do domu. Co dla wielu Polaków jest dziwne, tam jest naturalne i oczywiste. Sklepy w ciągu dnia zamykane są na godzinę lub dwie (w wielu przypadkach także i te wielkopowierzchniowe), a zakup czegokolwiek po godzinie 19 graniczy z niemożliwością. W naszym kraju, gdzie galerie handlowe czynne są do godziny 22, a pracownicy w skrajnych przypadkach docierają do domów grubo po północy by następnego dnia z samego rana wyprawiać pociechy do szkoły wydaje się nieosiągalną utopią.
Choć bardziej pasowałby termin „kultura współpracy” na linii pracownik – związek zawodowy – pracodawca. W Polsce, głównie przez działalność Solidarności i związków górniczych termin wypaczony, ocierający się dziś o patologię. Krajowe organizacje związkowe przez lata, szczególnie te rządzone przez AWS, wyrobiły sobie w systemie prawnym na tyle uprzywilejowaną pozycję, że dziś są zbyt niezależnymi bytami. Nie zależą od pracodawcy, pracownika, przejawiają postawę roszczeniową dopiero gdy zagrożony jest byt własnych aktywistów. Do tego, chętnie, aktywnie włączają się w działalność polityczną ideowo związaną ze swoimi korzeniami – istotą ich bytu – czyli walką z wszelkimi przejawami poprzedniego systemu. U naszych zachodnich sąsiadów układ trójstronny (pracodawcy-związki-pracownicy) stanowi system naczyń połączonych, dążący do równowagi. Gdy któryś z elementów zyskuje przewagę pozostałe natychmiast reagują w taki sposób by osiągnąć stan równowagi. Pracodawcom zależy na dobrym samopoczuciu załogi, więc wynegocjowane przez konkretny związek układy zbiorowe stosują często (choć nie muszą) do całej załogi. Związkom zależy na dobrym samopoczuciu zarówno pracodawców, by przez atmosferę utrzymać popularność załogi jak i tych ostatnich, gdyż to z procenta ich poborów finansowana jest organizacja. Gdy w związku źle się dzieje i zaczynają występować w nim patologie, szybko znika z braku funduszy lub jest wchłaniany przez inny bardziej uczciwy. Pracownicy natomiast dążą by zadowolony był pracodawca, gdyż dzięki temu mogą liczyć na korzystniejsze warunki płacowo-socjalne, jak i związki, które w razie kłopotów jasno wskażą zagraniczny (choćby wiele bardziej rentowny) oddział firmy do ewentualnego zamknięcia by tylko chronić krajowe miejsca pracy. W Polsce zarówno wśród pracowników jak i pracodawców taki stan rzeczy leży w kategorii marzeń. Tylko związkom, szczególnie tym postsolidarnościowym, stoi solą w oku, gdyż zamiast czerpać garściami z przywilejów musiałby się wykazać i zabrać ostro do roboty.
Tu dochodzimy do sedna sprawy. Brak równowagi w układzie trójstronnym stwarza pole do nadużyć dla każdej ze stron. Ta która jest w danym momencie silniejsza – dyktuje warunki. Przewaga pracodawcy skutkuje umowami śmieciowymi i zatrudnianiem pracowników tymczasowych. Gdy szala przechyli się na stronę pracowników, dochodzi wówczas do strajków blokujących na wiele dni czy tygodni pracę zakładu. Związki wykorzystują swoją pozycję zwiększając lokalnie własne przywileje u pracodawców (wpływ na decyzje kadrowe chroniące swoich, niekoniecznie bardziej wydajnych pracowników), jak i załogi, którą wizja niesprawiedliwej redukcji pcha w kierunku związkowców.
Dla pracownika, szarego Kowalskiego, najważniejsza jest stabilność. Mając właściwą umowę, godną płacę i czas na odpoczynek Polak, Niemiec czy Francuz w konkretnym zakładzie będą tak samo efektywni. Nie będzie tu ważne, czy zmiana przypadnie w dzień roboczy czy wolny. Stabilny rytm pracy pozwoli tak zorganizować życie rodziny by wszyscy byli zadowoleni. Znam to z autopsji, jako syn człowieka przez wiele lat pracującego w systemie 12/24/12/36 (praca/wolne/praca/wolne).
Jak więc poprawić efektywność polskiego pracownika, tak by mógł pracować mniej gwarantując tę samą wydajność? Przede wszystkim należy zacząć egzekwować obowiązujące dziś prawo, wprowadzając takie kary by żadnej ze stron nie opłacało się go łamać.
Umowy zlecenia czy o dzieło pomiędzy przedsiębiorcą a osobą fizyczną powinny z automatu podlegać kontroli. Dzieła są domeną zawodów kreatywnych, zlecenia pracami o charakterze incydentalnym. Proste? Jak widać możliwość wprowadzenia prostych kryteriów weryfikacji istnieje bez konieczności zmieniania prawa. Dla ułatwienia weryfikacji, w dobie cyfryzacji, kopia umowy mogłaby trafiać do ZUS wraz z deklaracją.
Zaległe urlopy, nadgodziny czy praca w dni świąteczne winna być zwracana w naturze, gdyż ekwiwalent skłania pracownika do pracy ponad siły, a pracodawcę do kredytowania wiążących się z tym zysków kosztem pracownika.
Godziny nadliczbowe powinny wynikać z ostrego i zamkniętego katalogu przesłanek i być rozliczane w możliwie najkrótszym okresie. Wszelkie odstępstwa od tego katalogu, spowodowane nagłym zleceniem lub zmianą sytuacji ekonomicznej winny być zgłaszane organowi nadzoru (Inspekcji Pracy) i rozliczone (średni czas pracy doprowadzony do 8 godzin) w ciągu maksymalnie 24 tygodni. Urząd nadzoru winien zweryfikować prawdziwość i poprawność działań pracodawcy.
Przerwy w pracy winny być przestrzegane i zorganizowane w taki sposób by pracownicy mogli w tym czasie zjeść posiłek regeneracyjny.
Wynagrodzenie za pracę w dni ustawowo wolne od pracy, w systemie ciągłym, winno mieć charakter zadośćuczynienia, a urlop dostosowany do potrzeb rodziny zatrudnionego.
Ostatnie lecz najważniejsze. Wszelkie naruszenia i nadużycia, zarówno po stronie pracodawcy jak i organizacji związkowej, pracownik winien móc zgłosić anonimowo, a jego zeznania w toku całego postępowania winny być utajnione i pozbawione cech umożliwiających identyfikację. Odtajnienie personaliów winno być możliwe jedynie w przypadku uniewinnienia we wszystkich instancjach, lecz nie z automatu, tylko w ramach decyzji niezawisłego sądu.
Ulżyć pracownikom handlu.
Co do samego handlu, zamiast koncentrować się na niedzielach, z których i tak aptekarze, pracownicy stacji benzynowych czy sklepów z pamiątkami nie będą mogli skorzystać, pomyślmy o dniach powszednich, by nie dzielić handlowców na lepszych i gorszych. Wprowadźmy zamiast 16 godzinnego dnia handlowego (6 – 22) dwunastogodzinny, a handel całodobowy wzorem monopolowych koncesjonujmy z zachowaniem 6 godzinnego dnia pracy. Wówczas przedsiębiorcy, wzorem zachodnich czy południowych sąsiadów, będą zapewniać pracownikom odpowiednie godziny wypoczynku, otwierając swoje podwoje w godzinach największego, handlowego, ruchu. Do godzin pracy od 6 do 18 lub 6 do 20 z przerwą między 12 a 14 większość Polaków dość łatwo się przyzwyczai.
Rozpatrywanie ograniczeń w handlu, bez uwzględnienia reszty pracowników, z dodatkowym obostrzeniem jedynie do niedziel i świąt jest dla polskiej gospodarki etykietą zastępczą. Oznaką niewydolności systemu w starciu z prawdziwym problemem. Sprytni handlowcy, wspierani przez zagraniczny kapitał i sztaby doradców, szybko znajdą obejście problemu podczas gdy pozostali pracownicy nadal, świątek, piątek i niedziela, będą pracować jakby nic się nie zmieniło. Czas zmienić ten stan, kompleksowo, z rozmysłem, by polski pracownik nie pracował jak niewolnik.
Uwaga: Powyższy tekst autora jest jego prywatnym poglądem na problem i nie był konsultowany z organizacjami do których należy. W związku z powyższym, o ile dana organizacja wyraźnie nie postanowi inaczej należy go wiązać ściśle z jego osobą.
Artykuł Etykieta zastępcza pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.
]]>Artykuł Cała prawda o bezpłatnych przejazdach dla młodych mieszkańców Torunia. pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.
]]>Projekt prócz oczywistego, miał jeszcze dwa poboczne cele. Wskazać mieszkańcom inne możliwe kierunki rozwoju komunikacji publicznej, niż ten jedyny „właściwy” forsowany z większym, lub mniejszym powodzeniem przez obecną administrację, a także wskazać archaiczność forsowanych przez miasto rozwiązań, oderwanych od oczekiwań współczesnych torunian. Częściowo efekt ten udało się osiągnąć, jednakże po kolei. Poniżej zestawienie głównych grzechów i bolączek, którym nie podołał magistrat w starciu z projektem.
Głównym argumentem, który Prezydent Torunia Michał Zaleski stawiał za pretekst do odrzucenia inicjatywy mieszkańców był koszt (po stronie wydatków budżetowych) jaki miasto miałoby ponieść na wdrożeniu projektu w życie. Miejska Skarbnik wyliczyła, że z toruńskiej kasy wyparowałyby 3 miliony złotych. Czy miała rację? Już pobieżny rzut oka na kwoty zapisane w budżetach innych miast wskazują, że powyższe wyliczenia są zdecydowanie zawyżone, co więcej nie uwzględniają jednego ze słabszych w kraju (przynajmniej wśród miast prezydenckich) wykorzystania komunikacji miejskiej. Poniżej zestawienie z danymi dla innych miast Polski.
Liczba ludności: 202 591
Przewidywany roczny koszt (wg Urzędu Miasta): 3 000 000 zł
Przewidywany roczny koszt (wg Wnioskodawcy): 875 000 zł
Roczny Koszt na mieszkańca (Miasto): 14,80 zł
Roczny Koszt na mieszkańca (Wnioskodawca): 4,31 zł
Liczba ludności: 762 448
Przewidywany roczny koszt: 2 800 000 zł
Roczny Koszt na mieszkańca: 3,67 zł
Liczba ludności (Miasto): 1 748 916
Liczba ludności (Aglomeracja): 2 666 278
Przewidywany roczny koszt: 13 000 000 zł
Roczny Koszt na mieszkańca (Miasto): 7,43
Roczny Koszt na mieszkańca (Aglomeracja): 4,87
Liczba ludności: 698 688
Przewidywany roczny koszt: 2 000 000 zł
Roczny Koszt na mieszkańca: 2,86 zł
Liczba ludności: 541 561
Przewidywany roczny koszt (wg Urzędu Miasta): 2 700 000 zł
Przewidywany roczny koszt (wg Wnioskodawcy): 600 000 zł
Roczny Koszt na mieszkańca (Miasto): 4,98 zł
Roczny Koszt na mieszkańca (Wnioskodawca): 1,10 zł
Jak widać we wszystkich wymienionych miastach (po odrzuceniu dwóch najbardziej skrajnych wyliczeń) koszt na mieszkańca jest bardzo zbliżony. Niewielkie różnice wynikają raczej ze stopnia korzystania z komunikacji miejskiej i niuansów rozwiązań niż z demografii, która w kontekście miast wojewódzkich całego kraju jest bardzo zbliżona. Jak widać Prezydent Miasta Torunia i jego administracja blisko czterokrotnie zawyżyli wyliczenia (zaznaczono na czerwono). W zestawieniu nieco odstaje także Warszawa, jednak w przeciwieństwie do pozostałych rozwiązań, stołeczne obejmuje całą aglomerację, bez względu na miejsce pobierania nauki przez dziecko.
Kolejnym argumentem, po który sięgnęła koalicja rządząca Toruniem, gdy ich wyliczenia zostały zniwelowane do poziomu bajek na dobranoc, był problem wysupłania nawet tej niższej kwoty z budżetu miasta. Wszak rok budżetowy rozpoczęty, wydatki zaplanowane, a tu mieszkańcy w styczniu wyskakują z tak kosztownym pomysłem. Nie da się, i kropka!
W tej retoryce miejskich urzędników ukryte są dwie wadliwe przesłanki, na których ją oparto. Po pierwsze wniosek nie był tajny i od początku zarówno koszt jak i zakres proponowanych zmian był publicznie znany. Po drugie złożony został w momencie, gdy prace nad budżetem miały się ku końcowi. Można było więc, zaplanować odpowiednią rezerwę celową na taką ewentualność. Nie zrobiono tego jednak, wychodząc z założenia, wniosek w takiej formie i z takim poparciem (SLD i Czasu mieszkańców – więc opozycji) nie może zostać przez radę zaakceptowany.
Nie pomogło tu nawet dążenie do kompromisowego rozwiązania, umożliwiającego wprowadzenie zmian bez długotrwałych skutków budżetowych. Mając na uwadze wcześniejsze rozbieżności w wyliczenia, które magistrat z racji lepszych argumentów zamienił na taktykę: „Trzeba będzie sprawę zbadać…”, postanowiłem ograniczyć ewentualne skutki budżetowe do rocznego pilotażu (obejmującego rok szkolny i wakacje), jednak i to nie skłoniło administracji Prezydenta Torunia do podjęcia próby osiągnięcia z mieszkańcami kompromisu. Nadal okopano się wokół budżetu, jak mantrę powtarzając, że dodatkowych pieniędzy w nim nie znajdą, ignorując fakt możliwości przesunięcia na podstawie §224 i §257 ustawy o finansach publicznych, odpowiednich środków z rezerwy ogólnej (3 100 000 zł). Co więcej w trakcie debaty nad taką możliwością urzędnicy miejscy zasłaniali się koniecznością posiadania środków na zarządzanie kryzysowe, nie wspominając radnym nawet słowem, że w tym celu utworzona jest odrębna rezerwa celowa (2 900 000 zł).
Te argumenty również legły w gruzach. Gdy nie dało się znaleźć odpowiednich środków po stronie wydatków postanowiłem ich poszukać po stronie dochodów, tak by nie zabrać złotówki z kieszeni mieszkańców Torunia. Udało się znaleźć taką pozycję. Co więcej nie trzeba było szukać daleko, gdyż niezbędnymi środkami dysponowało już w tym momencie toruńskie MZK.
Nie wszyscy bowiem wiedzą, ze wraz z początkiem roku na toruńskie ulice miało wyjechać 5 nowych autobusów marki Ursus. Do chwili głosowania (23 marca) nad przejazdami, formalnie, wyjechał jedynie jeden, gdyż reszta po serii spektakularnych awarii (w jednym z pojazdów podczas jazdy wypadła szyba) została odesłana do producenta w celach naprawy. Pojazdów tych nie odebrano, naliczając za każdy dzień zwłoki (od 31 grudnia) 2 000 zł kary umownej za każdy dzień dla pojedynczego pojazdu. Takim sposobem uzbierała się sumka 750 000 zł, która nadal rosła, pozwalająca na sfinansowanie bez szkody dla przewoźnika i mieszkańców, programu bezpłatnych przejazdów dla toruńskich dzieciaków.
Prezydent Miasta, już wówczas wyraźnie poddenerwowany sypiącą się koncepcją, misternie utkaną przez miejskich urzędników, nazwał ten pomysł absurdalnym. Dlatego też nie pozostało mi nic innego jak sięgnąć po najdalej idące, kompromisowe rozwiązanie, i zaproponować odroczenie pilotażu do 1 stycznia 2018, by Radni i miejscy urzędnicy mieli czas i możliwość zaplanowania środków w przyszłorocznym budżecie. Niestety przykaz płynący prosto z góry był jednoznaczny -projekt, jako nieprzynoszący głosów obecnej koalicji należy wrzucić do kosza. Tak też się stało.
Jako ciekawostkę, która powinna skłonić mieszkańców do szerszej refleksji nad tym kogo wybieramy za przedstawiciela do rady miasta, opiszę zachowanie jednego z nich, który chcąc albo ośmieszyć propozycję mieszkańców, albo zaakcentować swoją odmienność światopoglądową wobec przychylnych głosów dla pomysłu popieranego przez toruńską lewicę zasugerował (w formie pytania) dość nietypowe rozszerzenie ulgi. Pan Radny Jakubaszek jako, że klub PiS zobowiązał go do deklaracji wysunięcia bezpłatnych przejazdów w propozycjach do przyszłorocznego budżetu, by podkreślić odmienność światopoglądową i nie zostać przypadkiem uznanym za człowieka lewicy chciał objąć ulgą dzieci od chwili poczęcia i przyznać tym samym stosowną ulgę kobietom ciężarnym. Pomijając trudności w zdefiniowaniu dokumentu uprawniającego do ulgi – rodzi się dylemat czy miałby to być pozytywny test ciążowy czy zaświadczenie lekarskie – pomysł był co najmniej przestrzelony. Projekt mieszkańców zakładał bowiem zwolnienie z opłat jedynie toruńskich dzieciaków, a nie podróżujących z nimi rodziców czy opiekunów.
Pomijając ten odosobniony głos w całej dyskusji pozostałe były już bardziej merytoryczne. Udało się wspólnie zastanowić jak skłonić mieszkańców do korzystania z komunikacji miejskiej. Zgodnie z mentalnością urzędników, których jedyną koncepcją jest zakup kilku nowych autobusów, w których podczas jazdy wypadają szyby, zabetonowanie placu pod oknami mieszkańców stawiając wielopoziomowy parking Park&Ride, który nie będzie spełniał zasadniczej swojej funkcji.
Czy też można jednak inaczej. Zacząć systemowo zmieniać przyzwyczajenia mieszkańców zaczynając od tych najmłodszych. Parkingi Park&Ride planować w oparciu o infrastrukturę tramwajową i postawić je na pętlach Olimpijska i Motoarena, które po spięciu pętli Elana ze Skarpą (niezależnie od wariantu) rozprowadzą podróżnych po całym prawobrzeżnym Toruniu. Można w końcu projektować siatkę połączeń w oparciu o preferencje zmotoryzowanych mieszkańców, by dostosowując ją do ich potrzeb dać dodatkowy argument do przesiadki z czterech kółek.
Sprawa biletów, choć wniosek mieszkańców został odrzucony, pozostaje otwarta, a temat będę monitorować a przy braku reakcji pokuszę się o miejskie referendum.
Pełen zapis archiwalnych sesji Rady Miasta Torunia z 23 lutego i 23 marca 2017 roku.
Artykuł Cała prawda o bezpłatnych przejazdach dla młodych mieszkańców Torunia. pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.
]]>Artykuł 72 rocznica wyzwolenia Torunia. pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.
]]>Dlatego też wraz z osobami złożyliśmy okolicznościowe wiązanki na pomniku „Ku czci pomordowanych przez hitlerowskiego najeźdźce”, a także w miejscu o wiele właściwszym tym wydarzeniom czyli pomniku Żołnierzy Armii Czerwonej na Glinkach.
Wobec obecnej polityki historycznej polegającej na „zapominaniu” niewygodnych obecnej doktrynie faktów nie może być zgody. Historia bowiem opiera się na pamięci także tych niewygodnych zdarzeń i dzięki niej jesteśmy w stanie określić swoją tożsamość. Ze zdobytych doświadczeń, wyciągnąć stosowne wnioski by nie popełniać w przyszłości minionych błędów.
Armia Radziecka, czy nam się to podoba czy nie, oswobodziła miasto spod hitlerowskiej okupacji, która przez sześć długich lat naznaczona była tysiącami ofiar. 400 dzieci – ofiar Szmalcówki, blisko 3000 tysięcy kobiet, formalnie zobozowanych w KL Stuthoff, przetrzymywanych w rzeczywistości w podtoruńskim Chorabiu i Bocieniu, z których wiele zatłuczono metalowymi pałkami. Czy w końcu przeszło 11 tysiącami zakatowanych jeńców ofiar Stalagów XXA i XXC, z których blisko 10 tysięcy było rodakami wyzwolicieli.
Kto inny i za jaką cenę miał wyrwać miasto z rąk okupanta? Mieszkańcy? Armia Krajowa, czy może odlegli o tysiące kilometrów alianci zachodni. Niestety, żadna z grup nie miała ku temu odpowiednich sił i środków. Co więcej ostatni z wymienionych już na jesieni 1943 dla zapewnienia świętego spokoju, potwierdzając to później w Jałcie i Poczdamie, kawałek po kawałku sprzedali Stalinowi Europę Środkowo-Wschodnią.
Dziś więc zamiast negować udziału Armii Radzieckiej w oswobadzaniu naszego kraju spod hitlerowskiej okupacji, wyciągnijmy wnioski z wydarzeń historii i zastanówmy się czy w chwili realnego zagrożenia nasi amerykańscy i brytyjscy sojusznicy nie zachowają się analogicznie jak przeszło 72 lata temu?
Poniżej galeria z dzisiejszych uroczystości.
Artykuł 72 rocznica wyzwolenia Torunia. pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.
]]>Artykuł Podziękowania pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.
]]>Choć do ogłoszenia oficjalnych wyników wyborów do rady miasta Torunia, jeszcze trochę to, niezależnie od uzyskanego wyniku, chciałbym serdecznie podziękować wszystkim tym, którzy oddali na mnie swój głos.
Niezależnie od tego czy uzyskany wynik pozwoli mi uzyskać mandat radnego, czy też nie, będę starał się realizować zawarte w programie cele na rzecz Torunia i jego mieszkańców.
Jeszcze raz dziękuję Wam wszystkim za udzielone poparcie.
Artykuł Podziękowania pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.
]]>Artykuł Słowo przed ciszą (wyborczą). pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.
]]>W nadchodzących wyborach pojawiło się wiele nowych osób, obfitujących w fantastyczne pomysły. Osobiście, nie jako kandydat do toruńskiej Rady Miasta, lecz jako osoba działająca na rzecz Obywateli, mam zamiar współpracować wieloma z nich, niezależnie od wyników niedzielnego głosowania. Wiem, że razem, dla rozwoju naszego miasta, jesteśmy w stanie wznieść się ponad partyjne różnice.
Jako kandydat do Rady Miasta Torunia, proszę z kolei Was drodzy Wyborcy o pójście w niedzielę do urn i udzielenie mi, Dominikowi Cyrylowi Stajnbart, mandatu poparcia. Tak bym, w nadchodzącej kadencji, mógł zrealizować następujące, ważne dla Torunia sprawy:
Powyższe, stanowi jedynie kwintesencję mojego pomysłu na rozwój naszego miasta. Pełną informację na temat kim jestem, jakie poglądy na poszczególne sprawy reprezentuję a także co jeszcze obecnie i w przyszłości chciałbym zrobić dla Torunia i jego Mieszkańców znajdziecie Państwo w zakładce Program na mojej stronie internetowej, na Stronie Stowarzyszenia Patriotyczno-Lewicowego „Pomost”, którego jestem Wiceprezesem a także moim profilu na portalu Facebook.
Prosząc o udzielenie mi, w najbliższą niedzielę, poparcia – zapraszam do lektury.
Artykuł Słowo przed ciszą (wyborczą). pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.
]]>