Warning: Declaration of SEO_Auto_Linker_Front::get_meta($post, $key) should be compatible with SEO_Auto_Linker_Base::get_meta($key, $default = '') in /wp-content/plugins/seo-auto-linker/inc/front.php on line 347

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /wp-content/plugins/seo-auto-linker/inc/front.php:439) in /wp-includes/feed-rss2.php on line 8
Archiwa: Publicystyka - Dominik Cyryl Stajnbart http://www.stajnbart.pl/publicystyka Sekretarz Rady Powiatowej Nowej Lewicy w Toruniu Tue, 10 Oct 2017 12:12:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.1.7 https://i0.wp.com/www.stajnbart.pl/wp-content/uploads/2018/10/cropped-Luźne-wykadrowane.jpg?fit=32%2C32 Archiwa: Publicystyka - Dominik Cyryl Stajnbart http://www.stajnbart.pl/publicystyka 32 32 86395580 Kompromis w polskim wydaniu. http://www.stajnbart.pl/aktualnosci/kompromis-polskim-wydaniu http://www.stajnbart.pl/aktualnosci/kompromis-polskim-wydaniu#respond Tue, 08 Aug 2017 11:03:28 +0000 http://www.stajnbart.pl/?p=680 Wokół tematu aborcji narosło wiele mitów, które głęboko zakorzeniły się w świadomości społecznej. Dlatego każdorazowa próba podjęcia tematu zmian w prawie budzi wielkie kontrowersje. Dyskusja jednak jest oparta głównie na emocjach, merytoryka schodzi na margines. Czas to zmienić.

Artykuł Kompromis w polskim wydaniu. pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.

]]>
Wokół tematu aborcji narosło wiele mitów, które głęboko zakorzeniły się w świadomości społecznej. Dlatego każdorazowa próba podjęcia tematu zmian w prawie budzi wielkie kontrowersje. Dyskusja jednak jest oparta głównie na emocjach, merytoryka schodzi na margines. Czas to zmienić, choć odnoszę wrażenie, że po obu stronach są grupy, które obawiają się, że wobec twardych argumentów polegną i nie uda im się narzucić swojego zdania innym.

Czarny protest. Ten termin nie schodził z pierwszych stron gazet przez całą zeszłoroczną jesień. Polskie kobiety w różnym wieku i o różnych poglądach wyszły wówczas na ulicę w proteście przeciwko naruszaniu kompromisu aborcyjnego. Odniosły umiarkowany sukces. Projekt ustawy, forsowanej przez środowiska konserwatywne udało się zablokować. Na jakiś czas. Dziś temat odżywa ponownie, zarówno za sprawą środowisk pro-life jak i projektu pro-choice przedstawionego przez środowiska kobiece. Wiele wskazuje na to, że zawarty w 1993 roku kompromis mocno się zużył i trzeba wypracować nowe rozwiązania.

Najwięcej emocji w debacie publicznej wynika z mitu jaki narósł wokół terminów pro-choice oraz pro-life, które przez minione ćwierć wieku zrównano ze zwolennikami i przeciwnikami aborcji. Utrzymywanie takiej, dwubiegunowej narracji sprzyja bowiem, po obu stronach, forsowaniu skrajnych stanowisk. Prawda natomiast jest zgoła inna. Pro-life – czyli „za życiem” jest ruchem, dla którego nadrzędną wartością jest ochrona życia. Nie oznacza to jednak negacji wolnego wyboru. Podobnie zresztą jest z ruchem pro-choice – „za wyborem”, który nie neguje ochrony życia poczętego. Autor niniejszego tekstu, jest przeciwnikiem aborcji, gdyż popiera ochronę życia, jednak popiera środowiska pro-choice uważając, że ochrona należy się w takim samym stopniu dziecku jak i matce, a osiągnąć to można jedynie poprzez zapewnienie kobiecie, lub rodzicom możliwości rozsądnego wyboru.

Dylemat jest tym większy, że zmuszanie pozbawionej wsparcia matki do urodzenia dziecka za wszelką cenę, odbija się później zarówno na jednym jak i drugim. Wiąże się to z kolejnymi mitami dotyczącymi przeprowadzania w Polsce aborcji oraz adopcji.

Aborcja w Polsce przez wiele lat była tematem tabu, przez co w sporej części społeczeństwa urosło przekonanie, że jest ona zakazana. To nie jest prawdą. Kompromis aborcyjny pozwala na dokonanie tego zabiegu w ściśle określonych przypadkach. (Szersza informacja pod tym linkiem) Takich zabiegów dokonuje się rocznie mniej niż 2 000. Są to zabiegi z konieczności, a nie z wyboru. Czy dając kobietom wybór, poprzez zniesienie penalizacji aborcji do 12 tygodnia życia zwiększymy te statystyki?

Biorąc pod uwagę jedynie przypadki legalne – tak. Jeżeli jednak uwzględnimy nielegalne zabiegi i dzieciobójstwa obraz nie będzie już tak jednoznaczny. W zależności od strony sporu w Polsce dokonuje się między 7 tysięcy (dane pro-life) a 180 tysięcy (pro-choice) nielegalnych zabiegów przerywania ciąży rocznie. Dane te nie uwzględniają ilości zabiegów, którym poddają się polki poza granicami kraju. Do tej liczby należy także dzieciobójstwa, a przynajmniej te dokonane w pierwszych dniach od porodu (wyjaśnienie dlaczego w dalszej części). Dane z badań CBOS z 2013 roku ukazują jeszcze bardziej porażający obraz. Około 25 do 35% kobiet w Polsce poddało się aborcji przynajmniej raz w życiu. Te same badania mówią, że w większości przypadków jest ona aktem desperacji, często wbrew przekonaniom.

Powstaje więc dylemat. Zaostrzyć kary i zwiększyć wykrywalność tego typu przestępstw (bo według obecnego prawa jest to przestępstwo) czy zlikwidować fikcję (podobnie jak z pijanymi rowerzystami – duże uproszczenie) i znieść częściowo penalizację tych czynów. Jedno i drugie rozwiązanie ma swoje wady i dylematy. W pierwszym przypadku, z uwagi na fakt, że odpowiedzialności podlega lekarz, ryzykujemy zmniejszenie, i tak już utrudnionej, możliwości legalnego przerwania ciąży. Co więcej po przekroczeniu pewnego progu penalizacji podziemie aborcyjne zakonspiruje się tak głęboko, lub przeniesie się poza granice kraju, że całkowicie stracimy nad nim kontrolę. Zwiększy się też odsetek, z uwagi na desperację, kobiet dokonujących przerwania ciąży domowymi sposobami. Pomijam tu słynne wieszaki, które urosły do rangi mitycznego symbolu, jednak wystarczy szybka kwerenda internetu by znaleźć receptury na środki poronne z leków dostępnych bez recepty. Środki, których zaaplikowanie w większości nie pozostaje obojętne lub wręcz szkodzi zdrowiu kobiety.

Z drugiej zaś strony depenalizacja aborcji, do 12 tygodnia życia, budzi obawy, że zabieg ten stanie się środkiem antykoncepcyjnym zamiast rozwiązaniem ostatecznym. Nadmienię, że argument ten, połączony z kiepską edukacją seksualną w naszym kraju, wzbudza i moje wątpliwości. Na pewno, w jakimś odsetku jest to realne. Jednakże depenalizacja, nie oznacza refundacji zabiegów. Dziś zabieg (nielegalnego) przerwania ciąży to wydatek rzędu od 2,5 do 4 tysięcy złotych. Po depenalizacji ceny na pewno spadną, jednak i tak, będzie to wydatek dający się odczuć w domowym budżecie.

Zastanawiacie się pewnie dlaczego używam, w kontekście aborcji, zwrotu depenalizacja zamiast legalizacja? Wiąże się to z faktem, że przerywanie ciąży będzie nadal co do zasady zabronione, jednakże dokonanie tego zabiegu w przypadkach określonych w ustawie nie będzie skutkowało odpowiedzialnością karną.

Powyższe pokazuje jak potrzebna jest ustawa zaproponowana przez komitet „Ratujmy kobiety”. W przeciwieństwie do obecnego kompromisu, projekt ustawy obejmuje problem w szerszym zakresie uwzględniając m.in. potrzeby odpowiedniej edukacji oraz opieki medycznej, w tym psychologicznej, kobiet.

O tym jak bardzo konieczna jest edukacja pokazuje reakcja na wprowadzenie w projekcie praw prokreacyjnych, zaliczanych od połowy lat dziewięćdziesiątych do praw człowieka. Pojawiające się głosy, ze strony przeciwników ustawy, o tym, że otwiera ona furtkę do adopcji dzieci przez pary homoseksualne uwydatniają ogrom koniecznej pracy w tej materii, o społecznej kulturze prawnej nie wspominając.

Podstawą praw reprodukcyjnych jest uznanie podstawowego prawa wszystkich par i jednostek do decydowania swobodnie i odpowiedzialnie o liczbie, odstępach czasowych i momencie sprowadzenia na świat dzieci, prawa do informacji, dostępu do środków które to zapewniają, a także prawa do utrzymania najwyższego standardu zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego. Te prawa implikują również prawo wszystkich do podejmowania decyzji dotyczących ich reprodukcji w sposób wolny od dyskryminacji, przymusu i przemocy„

To waśnie zwrot wszystkich par budzi w tym zapisie najwięcej emocji. Pojawiają się argumenty, że definiuje on na nowo pojęcie rodziny w polskim systemie prawnym. Jest to argumentacja błędna wynikająca z błędnej interpretacji pojęcia. Definicja rodziny, zawarta m.in. na potrzeby przysposobienia (adopcji) zawarta jest w Kodeksie Rodzinnym i Opiekuńczym w brzmieniu: rodzinę tworzą kobieta i mężczyzna poprzez zawarcie związku małżeńskiego. Zapis ten mocno ogranicza możliwość adopcji, stawiając nawet heteroseksualne pary w związkach partnerskich w gorszej pozycji wobec małżeństw. Co więcej, w przepisach zmieniających projektu ustawy nie znajdziemy tam Kodeksu wśród aktów zmienianych. Oficjalna adopcja dzieci prze pary homoseksualne nie będzie więc nadal możliwa. (Tematyka dostępnych już dziś możliwości to temat na osobny artykuł).

Z krótkiego felietonu wyszedł długi artykuł. Porusza on jednak (i to dość ogólnikowo) jedynie dwie, budzące największe wątpliwości, kwestie dotyczące ustawy. Pokazuje to dobitnie, jak ważne jest, w debacie na temat aborcji i świadomego planowania rodziny, zastąpienie argumentów emocjonalnych – merytorycznymi. Ukazuje też istotną rolę edukacji w tej kwestii. Tylko takimi metodami sprawimy, że świadomość społeczna będzie kierowała się faktami, nie zaś stereotypami.

Artykuł Kompromis w polskim wydaniu. pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.

]]>
http://www.stajnbart.pl/aktualnosci/kompromis-polskim-wydaniu/feed 0 680
O co chodzi w bitwie o Sądy? http://www.stajnbart.pl/dzialalnosc-polityczna/o-chodzi-bitwie-o-sady http://www.stajnbart.pl/dzialalnosc-polityczna/o-chodzi-bitwie-o-sady#respond Thu, 20 Jul 2017 12:21:47 +0000 http://www.stajnbart.pl/?p=662 Już przeszło tydzień przez Polskę przetacza się kolejna fala protestów. Po Trybunale Konstytucyjnym posłowie Prawa i Sprawiedliwości postanowili zmienić ustawy o Krajowej Radzie Sądowniczej i Sądzie Najwyższym. Wśród argumentów władzy wymienia się konieczność reformy systemu sądownictwa w Polsce. Przeciwnicy z kolei wskazują na upolitycznienie sędziów w poprzez podarowanie Zbigniewowi Ziobrze narzędzi nacisku na samorząd sędziowski. Nic więc dziwnego, że przeciętny obywatel może się w tym informacyjnym szumie pogubić, dlatego może warto podsumować fakty.

Artykuł O co chodzi w bitwie o Sądy? pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.

]]>
Już przeszło tydzień przez Polskę przetacza się kolejna fala protestów w walce o niezawisłe Sądy. Po Trybunale Konstytucyjnym posłowie Prawa i Sprawiedliwości postanowili zmienić ustawy o Krajowej Radzie Sądowniczej i Sądzie Najwyższym. Wśród argumentów władzy wymienia się konieczność reformy systemu sądownictwa w Polsce. Przeciwnicy z kolei wskazują na upolitycznienie sędziów w poprzez podarowanie Zbigniewowi Ziobrze narzędzi nacisku na samorząd sędziowski. Nic więc dziwnego, że przeciętny obywatel może się w tym informacyjnym szumie pogubić, dlatego może warto podsumować argumenty.

Niezawisłe Sądy - Łańcuch Światła w Toruniu. Foto Marek Krupecki

Argument 1 – Prawo i Sprawiedliwość wprowadza trzy ustawy zmieniające funkcjonowanie sądów w tym sądów powszechnych.

W Sejmie oprócz ustawy o KRS i Sądzie Najwyższym w minionych dniach była procedowana także ustawa o ustrojach sądów powszechnych. Są w niej zapisy umożliwiające Zbigniewowi Ziobrze odwołanie, w ciągu 6 miesięcy od wejścia w życie wszystkich prezesów i wiceprezesów sądów powszechnych bez podania przyczyny. Według argumentacji posłów Prawa i Sprawiedliwości zapis ten ma umożliwić rozbicie układu, który wytworzył się w polskim sądownictwie. Prawda jest taka, że mechanizm ten spowoduje zastąpieniem jednego układu drugim – o wiele groźniejszym bo podporządkowanym władzy. Sądy nie będą już tak powszechnie orzekać, w sporach między administracją a obywatelami, na korzyść tych drugich. Uzyskanie odszkodowania od Skarbu Państwa w jakiejkolwiek sprawie stanie się w praktyce mocno utrudnione, a kwoty zadośćuczynień będą rażąco niskie. Sądy pracy, w sporach pracowników sektora budżetowego będą orzekały na korzyść urzędów.

Argument 2 – Reforma sądów wpłynie na ich pracę. Sądy będą pracować sprawniej.

Według argumentacji Zbigniewa Ziobry i jego współpracowników zmiany poprawią efektywność i jakość orzecznictwa. Zastanawia mnie w takim układzie jak losowe przydzielanie sędziom spraw ma wpłynąć na przyspieszenie pracy sądów? Przypomnijmy, że w chwili obecnej w wielu sądach w kraju (jeżeli nie we wszystkich) sędziowie mają przydzielane sprawy o podobnym charakterze, dzięki temu (wspólna wykładnia, orzecznictwo) muszą poświęcać mniej czasu na porządne przygotowanie się do wokandy.

Kolejną wątpliwością jest też jakość orzecznictwa. W myśl nowych przepisów, każdy sędzia sądu rejonowego, nawet ten z niewielkim doświadczeniem, będzie mógł awansować bezpośrednio do sądu apelacyjnego. Dziś w apelacji pracują doświadczeni sędziowie z wieloletnim stażem, a jej orzecznictwo jest uznawane za wysokie jakościowo. Zmiana w sądach powszechny negatywnie wpłynie na jakość wyroków.

Argument 3 – Reforma Krajowej Rady Sądowniczej zwiększy nadzór nad sędziami.

Kolejny argument parlamentarnej większości. W pełni się z nim zgadzam. Nadzór władzy ustawodawczej nad sądami na pewno się zwiększy. W myśl nowych przepisów KRS będzie podzielona na dwie izby. W pierwszej zasiadać będą I prezes Sądu Najwyższego, prezes Naczelnego Sądu Administracyjnego, minister sprawiedliwości, osoba powołana przez prezydenta, czterech posłów i dwóch senatorów. Mówiąc krótko na chwilę obecną w I izbie KRS (bez zmian w Sądzie Najwyższym) 8 polityków i 2 osoby ze środowiska niezwiązanego z polityką. Gdy Ziobro wymieni I prezesa Sądu Najwyższego jedynie prezes NSA będzie pozbawiony nacisków. 

W drugiej izbie Krajowej Rady Sądownictwa zasiądzie 15 sędziów. Zaakceptowanych przez Sejm RP. Według jakich kryteriów? Doświadczenia, stażu pracy? Tego ustawa nie precyzuje. Możemy więc śmiało przypuszczać (patrząc na jakość sejmowej debaty), że o akceptacji kandydata zdecydują kryteria pozamerytoryczne.

Argument 4 – Obecnie, zwykli, sędziowie są poddawani presji ze strony prezesów sądów i tzw. establishmentu sędziowskiego (sędziów sądów apelacyjnych, SN, KRS)

Trudno nie zgodzić się z tym argumentem, szczególnie, że sądy niższych instancji kierują się wytycznymi i wyrokami sądów instancji wyższych. Ponadto Krajowa Rada Sądownictwa sprawuje nadzór nad środowiskiem sędziowskim. Po uchwaleniu wspomnianych ustaw presję na wszystkich sędziów wywierać będzie jedna osoba – Minister Sprawiedliwości w postaci Zbigniewa Ziobry

Argument 5 – Zmiany w systemie sądownictwa ułatwią oczyszczenie środowiska z czarnych owiec.

Wprowadzone zmiany niewątpliwie ułatwią postępowania dyscyplinarne, jednak jednocześnie otworzą furtkę dla usuwania sędziów o niewygodnych dla władzy poglądach. Pozostawienie w gestii Zbigniewa Ziobry decyzji, których sędziów Sądu Najwyższego pozostawić na stanowiskach stwarza niebezpieczeństwo, że polityczna z założenia władza ustawodawcza i wykonawcza, będzie miała realny, polityczny wpływ na niezależne (z założenia) sądy. Podobnie sprawa się ma z umożliwieniem ministrowi Ziobrze wskazania kandydatur na wakujące etaty.

Jakie skutki dla obywatela będą miały zmiany w sądownictwie?

Jest to najważniejsze pytanie, które zapewne zadaje sobie każdy z nas. Czy sądownictwo zmieni się na lepsze? Patrząc na charakter zmian nowe ustawy jedynie w nieznacznym stopniu wychodzą na przeciw oczekiwaniom obywateli. W moim odczuciu jedynie transparentność majątków sędziów (rozszerzone oświadczenia majątkowe) jest krokiem w dobrym kierunku. Nowe prawo nie rozwiązuje bowiem problemów, na które Polacy najczęściej się skarżą. Nie mniejszą one ani opieszałości sądów ani długości trwania postępowań, co więcej zjawiska te mogą przybrać na sile. Większość zmian wiąże się bowiem z możliwością dokonywania korekt personalnych przez ministra sprawiedliwości.

Najgorsze jest to, że wprowadzane przez Kaczyńskiego i Ziobrę zmiany będą miały finansowe skutki, które wyraźnie odczuje całe społeczeństwo. Choć podnoszone przez niektórych polityków argumenty, że sądy Ziobry w sprawach np. o alimenty przeciwko politykom PiS będą orzekać na ich korzyść, można włożyć między bajki. To wszelkie starcia na linii obywatel – państwo będą przebiegać niekorzystnie dla tych pierwszych.

Co więcej wcześniejsze działania polskiego rządu i parlamentu, szczególnie w kwestii Trybunału Konstytucyjnego, wyczerpały cierpliwość Komisji Europejskiej. Wdrożenie procedury art 7. Traktatu, może w konsekwencji (choć droga ku temu daleka) doprowadzić do nałożenia na nasz kraj sankcji ekonomicznych wstrzymujących wypłaty środków z funduszy europejskich. Gdy kurek z Euro zostanie zakręcony, trzeba będzie wstrzymać wiele inwestycji, zrewidować politykę socjalną. Gdy Komisja Europejska zdecyduje się na ten krok na takie programy jak 500+ czy leków za złotówkę dla seniorów zabraknie pieniędzy. Jednak wówczas Kaczyński będzie miał w swoim ręku Policję, Prokuratury i Sądy by szybko (i siłowo) stłumić protesty.

Jako ciekawostkę warto przeczytać stanowisko dziekanów wydziałów prawa w sprawie poselskiego projektu ustawy o Sądzie Najwyższym.

Fotografie z protestów: Marek Krupecki.

Artykuł O co chodzi w bitwie o Sądy? pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.

]]>
http://www.stajnbart.pl/dzialalnosc-polityczna/o-chodzi-bitwie-o-sady/feed 0 662
Już czas… http://www.stajnbart.pl/aktualnosci/juz-czas http://www.stajnbart.pl/aktualnosci/juz-czas#respond Mon, 12 Jun 2017 13:16:27 +0000 http://www.stajnbart.pl/?p=644 Wydarzenia minionej soboty pokazały, że jeżeli dalej mamy trwać na straży konstytucyjnego ładu Rzeczpospolitej, musimy zastanowić się, czy robić to z podniesioną przyłbicą, stojąc w szczerym polu, czy też już czas zejść do podziemia.

Artykuł Już czas… pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.

]]>
Jesienią 2015 roku, porwani słowami Krzysztofa Łozińskiego, które Mateusz Kijowski umiejętnie rozpropagował, stworzyliśmy ruch na miarę społeczeństwa obywatelskiego XXI wieku. Oparty w dużej mierze na social mediach i Internecie pozwalał łatwo skrzykiwać się i reagować na dynamicznie zmieniającą się sytuację. Idąc za ciosem postanowiliśmy się także sformalizować, by zgodnie z prawem funkcjonować w sferze publicznej.

Wydarzenia minionej soboty pokazały, że jeżeli dalej mamy trwać na straży konstytucyjnego ładu Rzeczpospolitej, musimy zastanowić się, czy robić to z podniesioną przyłbicą, stojąc w szczerym polu, czy też już czas zejść do podziemia.

Kolejna miesięcznica smoleńska okazała się, jak do tej pory tą najbardziej burzliwą. Funkcjonariusze Policji, zatrzymali i wylegitymowali około setkę kontrmanifestantów, protestujących przeciwko nadawaniu katastrofie lotniczej cech kultu jednostki. W podobnej ilości posypią się zapewne wnioski o ukaranie demonstrantów.

Wśród zatrzymanych, prócz Władysława Frasyniuka, byli także moi dobrzy znajomi, przyjaciele. Czekają ich, w najbliższych miesiącach, pielgrzymki po komendach i sądach, składanie wyjaśnień, procesy zapewne też wyroki skazujące w pierwszej instancji. Dlatego też My wszyscy – walczący wszechwładzą pisowskiego państwa – nie możemy zostawić ich samym sobie. Należy im pomóc! Wesprzeć ich w sposób, który przewidział Krzysztof Łoziński pisząc artykuł, będący przyczynkiem naszego ruchu.

Już czas powołać KOD!!!

Nie ten formalny, który znamy i w którym działamy, lecz ten o którym mówił Łoziński na samym początku – nieformalny, rozproszony, oparty na luźnych strukturach sympatyków naszej idei. Taki, którego obecna władza nie będzie mogła zmieść jednym pstryknięciem palca. Taki, który przetrwa i zapewni skuteczną pomoc.

Czas rozejrzeć się wokoło i wypowiadając jedno zdanie: „Potrzebujemy Twojej pomocy” zwrócić się do osób spoza naszych struktur. Prawników, którzy reprezentować będą represjonowanych działaczy w kolejnych (zapewne coraz liczniejszych) sprawach sądowych. Lekarzy, którzy na widzeniach z zatrzymanymi określą, czy wobec nich nie stosuje się przemocy. Dziennikarzy, którzy nagłaśniać będą takie przypadki. W końcu szarych obywateli, którzy zapewnią rodzinom niezbędną pomoc w ciężkich chwilach.

Może brzmi to nieco apokaliptycznie, i jest robione na wyrost, jednakże przez półtorej roku naszej obecności na polskich ulicach, nie zrobiliśmy kroku w przód by się do tego przygotować.

Pamiętam toruńskie spotkanie z Krzysztofem Łozińskim i moje pytanie na temat społecznej roli KOD. Odparł wówczas, że pomoc represjonowanym, była głównym założeniem w koncepcji Komitetu. Tego się trzymajmy!

W ramach stowarzyszenia protestujmy, edukujmy. Poza nim budujmy struktury planu B, bo gdy nadejdzie dzień, w którym władza całkowicie zignoruje przeciwników, będzie na to za późno.

Zacznijmy od najprostszych metod. Kartka papieru z numerami osób, które należy powiadomić o fakcie zatrzymania, złożona u niezwiązanych z ruchem znajomych, niezamieszkującego z nami członka rodziny, wystarczy by w krytycznym momencie uruchomić pomoc. Tradycyjna komunikacja – najlepiej osobista, zamiast Internetowej, utrudni przeciwnikowi rozpoznanie naszych działań. Zwłaszcza, że władza, w obliczu sztucznie rozdmuchanego konfliktu Żołnierzy i Murarzy, zaczyna nas lekceważyć. Niech tak myślą, a my róbmy swoje, przygotowując się na konfrontację, do której Kaczyński wraz z Ziobro i Maciarewiczem niechybnie dążą. Tylko razem będziemy niepokonani.

Artykuł Już czas… pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.

]]>
http://www.stajnbart.pl/aktualnosci/juz-czas/feed 0 644
Partyzant czy terrorysta? http://www.stajnbart.pl/publicystyka/partyzant-czy-terrorysta http://www.stajnbart.pl/publicystyka/partyzant-czy-terrorysta#respond Fri, 02 Jun 2017 10:49:47 +0000 http://www.stajnbart.pl/?p=639 Przykład Ukrainy pokazuje jak cienka jest granica między partyzantem a terrorystą. Dla rządu w Kijowie separatyści z Donbasu są terrorystami godzącymi w jedność państwa. Dla Moskwy są oni partyzantami walczącymi o prawa rosyjskiej mniejszości. Podobnie traktowano kolumbijski FARC czy baskijską ETA. Zapewne i tak traktowani byli nasi powstańcy styczniowi przez społeczności państw zaborczych.

Artykuł Partyzant czy terrorysta? pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.

]]>
Przykład Ukrainy pokazuje jak cienka jest granica między partyzantem a terrorystą. Dla rządu w Kijowie separatyści z Donbasu są terrorystami godzącymi w jedność państwa. Dla Moskwy są oni partyzantami walczącymi o prawa rosyjskiej mniejszości. Podobnie traktowano kolumbijski FARC czy baskijską ETA. Zapewne i tak traktowani byli nasi powstańcy styczniowi przez społeczności państw zaborczych. 

Zapraszam do lektury artykułu w serwisie Echa Społeczne.

Partyzant czy terrorysta

Artykuł Partyzant czy terrorysta? pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.

]]>
http://www.stajnbart.pl/publicystyka/partyzant-czy-terrorysta/feed 0 639
Anioły stróże w niebieskim mundurze. http://www.stajnbart.pl/publicystyka/anioly-stroze-niebieskim-mundurze http://www.stajnbart.pl/publicystyka/anioly-stroze-niebieskim-mundurze#respond Fri, 02 Jun 2017 10:15:51 +0000 http://www.stajnbart.pl/?p=634 Codziennie, w dzień roboczy czy święto, wyjeżdżają na patrole by chronić życie i mienie obywateli. Niedofinansowani, niedoposażeni czasem i niedoszkoleni pełnią służbę społeczeństwu z narażeniem życia. Policjanci - bo o nich mowa - rzadko słyszą podziękowania za swoją pracę. Wystarczy jednak pojedynczy incydent by formacja ta stała się wrogiem publicznym numer jeden.

Artykuł Anioły stróże w niebieskim mundurze. pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.

]]>
Codziennie, w dzień roboczy czy święto, wyjeżdżają na patrole by chronić życie i mienie obywateli. Niedofinansowani, niedoposażeni czasem i niedoszkoleni pełnią służbę społeczeństwu z narażeniem życia. Policjanci – bo o nich mowa – rzadko słyszą podziękowania za swoją pracę. Wystarczy jednak pojedynczy incydent by formacja ta stała się wrogiem publicznym numer jeden. Tak też było w przypadku Igora Stachowiaka, gdzie media a wraz z nimi społeczeństwo osądziło już i skazało winnych. Nikt nie odważył się zwrócić uwagę, że w rzeczonej sprawie jest więcej pytań niż odpowiedzi. Nie badano okoliczności, tła sprawy. Na podstawie pojedynczych, wyrwanych z kontekstu, nagrań oraz zeznań świadków, którzy przedstawili fragmentaryczne wypowiedzi funkcjonariuszy narysowano obraz Policjanta – sadysty. Choć nie bronię ich zachowania, to jednak w poniższym artykule udzielam przywileju wątpliwości, gdyż do chwili skazania prawomocnym wyrokiem są osobami niewinnymi.

Zapraszam do lektury artykułu na łamach portalu Echa Społeczne.

Anioły stróże w niebieskim mundurze.

Artykuł Anioły stróże w niebieskim mundurze. pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.

]]>
http://www.stajnbart.pl/publicystyka/anioly-stroze-niebieskim-mundurze/feed 0 634
Etykieta zastępcza http://www.stajnbart.pl/aktualnosci/etykieta-zastepcza http://www.stajnbart.pl/aktualnosci/etykieta-zastepcza#respond Mon, 08 May 2017 21:16:32 +0000 http://www.stajnbart.pl/?p=581 Rozpatrywanie ograniczeń w handlu, bez uwzględnienia reszty pracowników, z dodatkowym obostrzeniem jedynie do niedziel i świąt jest dla polskiej gospodarki etykietą zastępczą. Oznaką niewydolności systemu w starciu z prawdziwym problemem. Sprytni handlowcy, wspierani przez zagraniczny kapitał i sztaby doradców, szybko znajdą obejście problemu.

Artykuł Etykieta zastępcza pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.

]]>
Polskie władze nie ustają w wysiłkach porządkowania przyzwyczajeń rodaków. Gdy już powiedzieli nam co mamy kupować, utrudniając dostęp do antykoncepcji „dzień po”, przyszedł czas by określić kiedy i gdzie mamy to robić. Jako, że hasłami obrony klasy robotniczej jej ideologicznie nie po drodze, wybrała sobie handlowców, których oswobadzać będzie spod butów bezwzględnych korpo-kapitalistów. Ignorując miliony robotników, rzemieślników czy funkcjonariuszy publicznych forsuje rozwiązania, które służąc ograniczonej liczbie pracowników, markują jedynie swój prospołeczny charakter. Polacy od lat są jednym z najbardziej przepracowanych narodów świata i zagwarantowanie dodatkowego dnia wolnego półmilionowej rzeszy pracowników handlu wielkopowierzchniowego wiele w tej kwestii nie zmieni. Polakom potrzebne są zmiany systemowe, wpływające globalnie zarówno na naszą gospodarkę jak i mentalność rodaków.

Polska gospodarka, choć tezy postawione we wstępie wydają się temu przeczyć, nie jest światową superpotęgą. Co więcej, razem z Węgrami, ciągniemy się w europejskim ogonie w kwestii wydajności pojedynczego pracownika. Jesteśmy mało produktywni z przepracowania, a spadek wydajności zmusza nas do dłuższej pracy w celu osiągnięcia tych samych efektów co lepiej zorganizowani nasi sąsiedzi. Od lat tkwimy w tym zaklętym kręgu poświęcając rocznie na pracę już niemal 150 godzin więcej niż średnia światowa.

W 2013, bowiem najdokładniejsze dane mam właśnie za ten okres, roczny wymiar czasu pracy przeciętnego Polaka (uwzględniając 26 dni urlopu) wynosił 1800 godzin. Tego roku przepracowaliśmy jednak 118 godzin więcej plasując się na 5 miejscu wśród krajów OECD. Przed nami dłużej pracowali jedynie mieszkańcy Meksyku, Korei Południowej, Grecji(sic.), Chile i Rosji. Z roku na rok różnica ta rośnie i niebawem awansujemy o kolejne pozycje. Zakaz handlu w niedziele i święta, problemu nie rozwiąże. Należy wpierw zmienić mentalność społeczeństwa na taką, w której będą cenili oni swój czas wolny.

Gdy rozejrzymy się szerzej po Europie, zwłaszcza po krajach, które efektywnością pracy biją nas na głowę, zauważymy, że ograniczenia w handlu dotyczą jedynie 9 z 28 krajów Europejskiej wspólnoty, a na całkowity zakaz zdecydowały się jedynie Niemcy i Austria. Co więc tak znacząco różni naszych zachodnich czy południowych sąsiadów, że wykonując tę samą pracę są bardziej efektywni od polskich pracowników?

Rytm dobowy

Najbardziej zauważalną różnicą, na którą natknął się każdy podróżujący za naszą zachodnią i południową granicę, jest podejście do dobowego rytmu dnia, który w piątek, świątek czy niedzielę jest z grubsza taki sam. Pracownik wstając rano dobrze wie, że niezależnie od tego czy pójdzie tego dnia do pracy, czy będzie miał wolne o określonej godzinie zje spokojnie posiłek czy wróci spokojnie do domu. Co dla wielu Polaków jest dziwne, tam jest naturalne i oczywiste. Sklepy w ciągu dnia zamykane są na godzinę lub dwie (w wielu przypadkach także i te wielkopowierzchniowe), a zakup czegokolwiek po godzinie 19 graniczy z niemożliwością. W naszym kraju, gdzie galerie handlowe czynne są do godziny 22, a pracownicy w skrajnych przypadkach docierają do domów grubo po północy by następnego dnia z samego rana wyprawiać pociechy do szkoły wydaje się nieosiągalną utopią.

Kultura pracy.

Choć bardziej pasowałby termin „kultura współpracy” na linii pracownik – związek zawodowy – pracodawca. W Polsce, głównie przez działalność Solidarności i związków górniczych termin wypaczony, ocierający się dziś o patologię. Krajowe organizacje związkowe przez lata, szczególnie te rządzone przez AWS, wyrobiły sobie w systemie prawnym na tyle uprzywilejowaną pozycję, że dziś są zbyt niezależnymi bytami. Nie zależą od pracodawcy, pracownika, przejawiają postawę roszczeniową dopiero gdy zagrożony jest byt własnych aktywistów. Do tego, chętnie, aktywnie włączają się w działalność polityczną ideowo związaną ze swoimi korzeniami – istotą ich bytu – czyli walką z wszelkimi przejawami poprzedniego systemu. U naszych zachodnich sąsiadów układ trójstronny (pracodawcy-związki-pracownicy) stanowi system naczyń połączonych, dążący do równowagi. Gdy któryś z elementów zyskuje przewagę pozostałe natychmiast reagują w taki sposób by osiągnąć stan równowagi. Pracodawcom zależy na dobrym samopoczuciu załogi, więc wynegocjowane przez konkretny związek układy zbiorowe stosują często (choć nie muszą) do całej załogi. Związkom zależy na dobrym samopoczuciu zarówno pracodawców, by przez atmosferę utrzymać popularność załogi jak i tych ostatnich, gdyż to z procenta ich poborów finansowana jest organizacja. Gdy w związku źle się dzieje i zaczynają występować w nim patologie, szybko znika z braku funduszy lub jest wchłaniany przez inny bardziej uczciwy. Pracownicy natomiast dążą by zadowolony był pracodawca, gdyż dzięki temu mogą liczyć na korzystniejsze warunki płacowo-socjalne, jak i związki, które w razie kłopotów jasno wskażą zagraniczny (choćby wiele bardziej rentowny) oddział firmy do ewentualnego zamknięcia by tylko chronić krajowe miejsca pracy. W Polsce zarówno wśród pracowników jak i pracodawców taki stan rzeczy leży w kategorii marzeń. Tylko związkom, szczególnie tym postsolidarnościowym, stoi solą w oku, gdyż zamiast czerpać garściami z przywilejów musiałby się wykazać i zabrać ostro do roboty.

Najważniejsza stabilność i jasne zasady.

Tu dochodzimy do sedna sprawy. Brak równowagi w układzie trójstronnym stwarza pole do nadużyć dla każdej ze stron. Ta która jest w danym momencie silniejsza – dyktuje warunki. Przewaga pracodawcy skutkuje umowami śmieciowymi i zatrudnianiem pracowników tymczasowych. Gdy szala przechyli się na stronę pracowników, dochodzi wówczas do strajków blokujących na wiele dni czy tygodni pracę zakładu. Związki wykorzystują swoją pozycję zwiększając lokalnie własne przywileje u pracodawców (wpływ na decyzje kadrowe chroniące swoich, niekoniecznie bardziej wydajnych pracowników), jak i załogi, którą wizja niesprawiedliwej redukcji pcha w kierunku związkowców.

Dla pracownika, szarego Kowalskiego, najważniejsza jest stabilność. Mając właściwą umowę, godną płacę i czas na odpoczynek Polak, Niemiec czy Francuz w konkretnym zakładzie będą tak samo efektywni. Nie będzie tu ważne, czy zmiana przypadnie w dzień roboczy czy wolny. Stabilny rytm pracy pozwoli tak zorganizować życie rodziny by wszyscy byli zadowoleni. Znam to z autopsji, jako syn człowieka przez wiele lat pracującego w systemie 12/24/12/36 (praca/wolne/praca/wolne).

Diagnoza problemu.

Jak więc poprawić efektywność polskiego pracownika, tak by mógł pracować mniej gwarantując tę samą wydajność? Przede wszystkim należy zacząć egzekwować obowiązujące dziś prawo, wprowadzając takie kary by żadnej ze stron nie opłacało się go łamać.

Umowy zlecenia czy o dzieło pomiędzy przedsiębiorcą a osobą fizyczną powinny z automatu podlegać kontroli. Dzieła są domeną zawodów kreatywnych, zlecenia pracami o charakterze incydentalnym. Proste? Jak widać możliwość wprowadzenia prostych kryteriów weryfikacji istnieje bez konieczności zmieniania prawa. Dla ułatwienia weryfikacji, w dobie cyfryzacji, kopia umowy mogłaby trafiać do ZUS wraz z deklaracją.

Zaległe urlopy, nadgodziny czy praca w dni świąteczne winna być zwracana w naturze, gdyż ekwiwalent skłania pracownika do pracy ponad siły, a pracodawcę do kredytowania wiążących się z tym zysków kosztem pracownika.

Godziny nadliczbowe powinny wynikać z ostrego i zamkniętego katalogu przesłanek i być rozliczane w możliwie najkrótszym okresie. Wszelkie odstępstwa od tego katalogu, spowodowane nagłym zleceniem lub zmianą sytuacji ekonomicznej winny być zgłaszane organowi nadzoru (Inspekcji Pracy) i rozliczone (średni czas pracy doprowadzony do 8 godzin) w ciągu maksymalnie 24 tygodni. Urząd nadzoru winien zweryfikować prawdziwość i poprawność działań pracodawcy.

Przerwy w pracy winny być przestrzegane i zorganizowane w taki sposób by pracownicy mogli w tym czasie zjeść posiłek regeneracyjny.

Wynagrodzenie za pracę w dni ustawowo wolne od pracy, w systemie ciągłym, winno mieć charakter zadośćuczynienia, a urlop dostosowany do potrzeb rodziny zatrudnionego.

Ostatnie lecz najważniejsze. Wszelkie naruszenia i nadużycia, zarówno po stronie pracodawcy jak i organizacji związkowej, pracownik winien móc zgłosić anonimowo, a jego zeznania w toku całego postępowania winny być utajnione i pozbawione cech umożliwiających identyfikację. Odtajnienie personaliów winno być możliwe jedynie w przypadku uniewinnienia we wszystkich instancjach, lecz nie z automatu, tylko w ramach decyzji niezawisłego sądu.

Ulżyć pracownikom handlu.

Co do samego handlu, zamiast koncentrować się na niedzielach, z których i tak aptekarze, pracownicy stacji benzynowych czy sklepów z pamiątkami nie będą mogli skorzystać, pomyślmy o dniach powszednich, by nie dzielić handlowców na lepszych i gorszych. Wprowadźmy zamiast 16 godzinnego dnia handlowego (6 – 22) dwunastogodzinny, a handel całodobowy wzorem monopolowych koncesjonujmy z zachowaniem 6 godzinnego dnia pracy. Wówczas przedsiębiorcy, wzorem zachodnich czy południowych sąsiadów, będą zapewniać pracownikom odpowiednie godziny wypoczynku, otwierając swoje podwoje w godzinach największego, handlowego, ruchu. Do godzin pracy od 6 do 18 lub 6 do 20 z przerwą między 12 a 14 większość Polaków dość łatwo się przyzwyczai.

Etykieta zastępcza.

Rozpatrywanie ograniczeń w handlu, bez uwzględnienia reszty pracowników, z dodatkowym obostrzeniem jedynie do niedziel i świąt jest dla polskiej gospodarki etykietą zastępczą. Oznaką niewydolności systemu w starciu z prawdziwym problemem. Sprytni handlowcy, wspierani przez zagraniczny kapitał i sztaby doradców, szybko znajdą obejście problemu podczas gdy pozostali pracownicy nadal, świątek, piątek i niedziela, będą pracować jakby nic się nie zmieniło. Czas zmienić ten stan, kompleksowo, z rozmysłem, by polski pracownik nie pracował jak niewolnik.

Uwaga: Powyższy tekst autora jest jego prywatnym poglądem na problem i nie był konsultowany z organizacjami do których należy. W związku z powyższym, o ile dana organizacja wyraźnie nie postanowi inaczej należy go wiązać ściśle z jego osobą.

Artykuł Etykieta zastępcza pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.

]]>
http://www.stajnbart.pl/aktualnosci/etykieta-zastepcza/feed 0 581
Razem czyli osobno http://www.stajnbart.pl/aktualnosci/razem-czyli-osobno http://www.stajnbart.pl/aktualnosci/razem-czyli-osobno#respond Sun, 07 May 2017 21:24:23 +0000 http://www.stajnbart.pl/?p=577 Marcelina Zawisza, działaczka partii „Razem” nie chciała 1 maja na scenie podać ręki przewodniczącemu SLD Włodzimierzowi Czarzastemu. Sprowokowała tym samym Piotra Gadzinowskiego, który opisał jej zachowanie. Użył takich zwrotów, że rzecznik SLD Anna Maria Żukowska odcięła się od słów swojego kolegi. Do tego dołączył Zandberg, jak zacięta płyta powtarzając, że działacze Sojuszu to postkomuniści. Platforma z kolei udowadnia, że jest lekiem zawłaszczanie państwa mimo, że sprowokowała całą sytuację. Jednym słowem wszystko po staremu.

Artykuł Razem czyli osobno pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.

]]>
Porobiło się ostatnio w polskiej polityce. Marcelina Zawisza, działaczka partii „Razem” nie chciała 1 maja na scenie podać ręki przewodniczącemu SLD Włodzimierzowi Czarzastemu, udowadniając po raz wtóry, że „Razem” razem jest tylko z nazwy. Sprowokowała tym samym Piotra Gadzinowskiego, naczelnego Trybuny, który w mocny sposób opisał jej zachowanie. Użył przy tym takich zwrotów, że zaraz okrzyknięto go seksistą, a rzecznik SLD Anna Maria Żukowska kategorycznie odcięła się od słów swojego partyjnego kolegi. Do tego dołączył Adrian Zandberg, jak zacięta płyta powtarzając, że działacze Sojuszu to postkomuniści, z którymi mu nie po drodze. Platforma z kolei po raz kolejny udowadnia, że jest jedynym lekiem na pisowskie zawłaszczanie państwa mimo, że swoim działaniem sprowokowała całą sytuację. Jednym słowem wszystko po staremu.

Tegoroczny Międzynarodowy Dzień Solidarności Ludzi Pracy był ważnym sprawdzianem dla polskiej lewicy. Choć o jedności jeszcze nikt z działaczy nawet nie próbuje marzyć, to jednak przekaz jaki mieli otrzymać Polacy miał świadczyć o dążeniu po tej stronie sceny politycznej do konsolidacji. Tak jednak się nie stało. Zachowanie działaczy partii „Razem” należy określić jednym słowem – sabotaż. Pomijam tu przejawy braku kultury jakimi wykazała się Marcelina Zawisza, próbująca później nieudolnie zasłaniać się politycznymi intencjami przewodniczącego Czarzastego. Pomijam też słowa Macieja Koniecznego o „liberałach spod znaku Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej i Sojuszu Lewicy Demokratycznej którzy tak naprawdę, jedyne co potrafią, to bezmyślnie wymachiwać europejską flagą”. Jednak, skandowanie w trakcie obchodów święta poświęconego ludziom pracy haseł w stylu „Znajdzie się cela dla Leszka Millera” nie może być nazwane w inny sposób. Przekaz poszedł jasny – Lewica idzie razem, „Razem” idzie osobno.

Nic więc dziwnego, że redaktora Gadzinowskiego, związanego z lewicą dłużej niż żyje Marcelina Zawisza poniosły emocje i dał się sprowokować . Choć jego tekst, nie najwyższych lotów, przez dobór słów mógł zostać faktycznie uznany za seksistowski, w swoim meritum niesie jedynie prawdę. Gdyby inicjały działaczki zastąpić nazwą ugrupowania, które reprezentuje, a „starszego pana” (Czarzastego) jego formacją, mamy całą prawdę o relacjach między tymi dwiema partiami. Sojusz – starszy pan wyciąga rękę do dzierlatki – „Razem”, która tę rękę odtrąca, by w świetle kamer wyróżnić się przed potencjalnymi wyborcami. Robi to, bojąc się, że w przeciwnym przypadku przejrzą oni przez otoczkę i zobaczą, że formacja ta stricte lewicowemu elektoratowi nie ma zbyt wiele do zaoferowania.

Dlatego „Razem” nie jest po drodze ze społecznikiem Ikonowiczem, prorosyjską Zmianą, a pozostałe formacje, tej strony, sceny politycznej działacze pierwszego szeregu dzielą na komunistów i postkomunistów, z którymi już w ogóle o współdziałaniu nie może być mowy. Znamiennym jest to, że najbardziej odcinają się od reszty lewicy pierwszoplanowe postacie formacji. Drugi czy trzeci garnitur działaczy jest już bardziej pragmatyczny, przewidywalny i skłonny do kompromisu. Oni wiedzą, że w przypadku sukcesu wyborczego w samorządach od dialogu z SLD czy ruchami miejskimi zależeć będzie ich przyszłość.

Pierwsza linia brnie jednak w tę farsę. Stosując prawicową retorykę PiS czy Platformy Obywatelskiej ośmieszają się wśród lewicowego elektoratu. Przoduje w tym oczywiście nieformalny lider i członek założyciel formacji – Adrian Zandberg. Importowany z północy kontynentu polityk próbuje wmawiać Polakom, że lewica, do której są przekonani od lat jest zła – bo postkomunistyczna. Słysząc to z ust człowieka, który był filarem kampanii Piotra Ikonowicza, członkiem Unii Pracy i Unii Lewicy IIIRP, z którymi rozstawał się jak tylko zbliżyły się do SLD, mam przekonanie graniczące z pewnością, że jedynym czym kieruje tym człowiekiem jest niechęć do ludzi, którzy zmusili jego rodzinę do emigracji. Tyle, że i w tym przypadku trafia jak kulą w płot, kierując złe emocje w formację zamiast w jednostki.

Powtarzając, jak zacięta płyta, ze SLD to postkomuniści próbuje wbrew oczywistym faktom zakląć rzeczywistość. SLD bowiem, jako jedność, partią polityczną będzie w tym miesiącu 18 rok. Wcześniej, bowiem ta nazwa funkcjonuje od 1991 roku, była ona koalicją wyborczą zjednoczonej lewicy. Głównym trzonem formacji, co nie oznacza, że najbardziej licznym, była Socjaldemokracja Rzeczypospolitej Polskiej (SdRP), która faktycznie czerpała garściami z zasobów PZPR jednakże była jedną z 29 organizacji, które w owym czasie weszły w skład porozumienia. Wśród pozostałych ugrupowań mniej niż połowa miała rodowód sięgający przed „okrągły stół” a i wśród tych znalazło się co najmniej 6 pamiętających II RP lub państwa zaborcze. Komuniści? Prekomuniści? Może postkomuniści – ciężko określić. Dla mnie – Zjednoczona lewica.

Co więcej, romans z Sojuszem w różnym z okresów istnienia tej formacji miał pewien odsetek działaczy „Razem”. Nie sposób bowiem zapomnieć, że w skład koalicji, partii czy list wyborczych SLD wchodzili działacze Polskiej Partii Zielonych, partii Zielonych 2004  czy Partii Zielonych, którzy później doskonale znaleźli się w szeregach formacji Zanberga. Dlatego, albo szef wszystkich szefów ma mglistą kontrolę nad swoimi kadrami drugiego czy kolejnego szeregu, lub stosuje podwójną moralność dla „nawróconych”.

Wojenkę na lewicy, wraz ze swoją wesołą brygadą, Zandberg prowadzi pozwalając by odpowiedzialni za wojnę polsko-polską czyli PiS i PO znów grali pierwsze skrzypce prowadząc nasz kraj do polaryzacji ekonomicznych konserwatystów z liberałami pod warunkiem, że prowadzona jest ona w zgodzie z jedyną słuszną wiarą Kościoła Rzymsko-katolickiego. W myśl retoryki „Razem” w tej debacie nie ma znów miejsca laickiej lewicy, a SLD, odradzający się jak feniks z popiołów, znów stoi temu na przeszkodzie. Znów więc Platforma, z niezatapialnym Tuskiem, ma szansę odegrać rolę zbawcę polskości. Niezależnie od faktu, że ze strachu przed Kaczyńskim, upolityczniając wbrew prawu Trybunał Konstytucyjny, sama tę wojnę wywołała.

Artykuł Razem czyli osobno pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.

]]>
http://www.stajnbart.pl/aktualnosci/razem-czyli-osobno/feed 0 577
Z pozdrowieniami z Brukseli! http://www.stajnbart.pl/publicystyka/z-pozdrowieniami-z-brukseli http://www.stajnbart.pl/publicystyka/z-pozdrowieniami-z-brukseli#respond Fri, 10 Mar 2017 20:50:47 +0000 http://www.stajnbart.pl/?p=543 Właśnie w TVN 24 z ust jednego z Postrzegających inaczej Siuśmajtków usłyszałem, że cała heca z wyborem przewodniczącego Rady Europejskiej jest winą Donalda Tuska. Przecież mógł zrezygnować z kandydowania.

Artykuł Z pozdrowieniami z Brukseli! pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.

]]>
Właśnie w TVN 24 z ust jednego z Postrzegających inaczej Siuśmajtków usłyszałem, że cała heca z wyborem przewodniczącego Rady Europejskiej jest winą Donalda Tuska. Przecież mógł zrezygnować z kandydowania.

Prawda jest zgoła odmienna. Wczoraj na europejskim szczycie przedstawiciele 27 państw zjednoczonej Europy pokazało partii rządzącej środkowy palec z wyraźnym przesłaniem gdzie powinni go sobie umieścić.

Wbrew temu, co przez cały dzisiejszy dzień trąbi Kaczyński i jego wesoła banda, europejskie kraje wspólnoty nie uczyniły tego gestu wobec Polski i Polaków. Gdyby tak chcieli to przewodniczącym Rady Europejskiej zamiast Tuska zostałby woźny z liceum w San Escobar, a nie nieodmienny astronauta dwóch nazwisk, którego z kapelusza wyciągnęli rządzący by mieć pretekst do kolejnej awantury z krajową opozycją. Wszak z tych partia rządząca, wobec nieporadności pozostałych liderów wychodzi przeważnie z górką w sondażach.
Postrzegający inaczej wraz ze swoim ssakiem naczelnym zostali przez Europę ostentacyjnie odizolowani, tak jak w średniowieczu robiono z chorymi na trąd. Jednak przy swoim samouwielbieniu i zacietrzewieniu nie oczekujmy, że rządzący uderzą się w pierś przyznając do błędu lub co najmniej porażki. Prędzej zafundują nam ekspresowy proces opuszczenia Unii Europejskiej w myśl patriotycznej idei ochrony polskiej racji stanu. Wówczas jednak, stojące przed widmem wyrabiania paszportów i wyschnięcia źródełka Euro, społeczeństwo obudzone z letargu zapewni PiSexit rządzącym z kraju. Najpewniej do San Escobar.

Co do Tuska, to niech zostanie w Europie jak najdłużej, są wszak jeszcze inne stanowiska do obsadzenia. Sam podpiszę list poparcia jego kandydatury na sekretarza generalnego ONZ czy NATO. W kraju nabroił już wystarczająco. Dla Europy jednak był on jedyną możliwością pokazania Polakom poparcia w ich walce z totalitarnymi zapędami Naczelnego i wesołej Bandy. Racjonalnie zachował się nawet Orban, który gdy poznał się na naszej podróbce Napoleona wydaje się zachowywać w stosunku do Polski nad wyraz racjonalnie.

Jedyne co można powiedzieć to: Europo! Dziękujemy! 32 742 889 Polaków jest Wam za wybór wdzięcznych!

Artykuł Z pozdrowieniami z Brukseli! pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.

]]>
http://www.stajnbart.pl/publicystyka/z-pozdrowieniami-z-brukseli/feed 0 543
Między demokracją a totalitaryzmem – historia pewnego człowieka. http://www.stajnbart.pl/publicystyka/miedzy-demokracja-a-totalitaryzmem-historia-pewnego-czlowieka http://www.stajnbart.pl/publicystyka/miedzy-demokracja-a-totalitaryzmem-historia-pewnego-czlowieka#respond Wed, 21 Dec 2016 10:00:29 +0000 http://www.stajnbart.pl/?p=405 Czy demokracja w Polsce może być zagrożona skoro władze zostały wybrane w demokratycznych wyborach? Pytanie to, choć różnie zadane, często pojawia się gdy wyjaśniam cel, którego uczestniczę w marszach czy demonstracjach. Jako odpowiedź przytaczam historię pewnego człowieka, który podobnie jak dziś został wybrany w demokratycznych wyborach. Celowo wskazuję w niej analogię by podkreśli do czego może, taką jednostkę, skłonić bierna postawa społeczeństwa.

Artykuł Między demokracją a totalitaryzmem – historia pewnego człowieka. pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.

]]>
Czy demokracja w Polsce może być zagrożona skoro władze zostały wybrane w demokratycznych wyborach? Pytanie to, choć różnie zadane, często pojawia się gdy wyjaśniam cel, dla którego uczestniczę w marszach czy demonstracjach. Jako odpowiedź przytaczam historię pewnego człowieka, który podobnie jak dziś został wybrany w demokratycznych wyborach.  Celowo wskazuję w niej analogię by podkreślić do czego może, taką jednostkę, skłonić bierna postawa społeczeństwa.

Bohater tej historii, którego personalia przedstawię na końcu, choć nieco wyższy od posła Kaczyńskiego posiadał równie przerośnięte ambicje.  Uważał, że jego naród, upokorzony przez historię jest wielki, niezwyciężony i stworzony do wyższych celów. Był świetnym mówcą, który  swoimi słowami trafił na podatny grunt, znajdując oddanych współpracowników. Z czasem grupa ta urosła do potężnej siły, w której nie brakowało fanatyków. W swojej partii władzę sprawował twardą ręką wodza absolutnego.

Człowiek ten do pełnej władzy podchodził kilkukrotnie, porażki jedynie wzmacniały w nim chęć odwetu. Gdy w demokratycznych wyborach otrzymał już upragniony mandat społeczny, mógł wreszcie rozpocząć realizację swojej wizji. Budowania potęgi narodu. By mieć mandat  do występowania w imieniu całej nacji, musiał zjednoczyć sztucznie podzielone Północ i Południe. Wyciągnął jednak wnioski, ze wcześniejszych porażek. Rękami swoich wyznawców zablokował Trybunał Konstytucyjny, by odciąć opozycję od legalnej metody kwestionowania szkodliwych zmian.

W swej retoryce wykorzystywał przemiany ustrojowe sprzed kilkunastu lat. Społeczeństwo, które na własnej skórze najbardziej odczuło politykę poprzednich władz, mamił przez rozdawnictwo pieniędzy, które nie miało nic wspólnego z długofalową polityką socjalną. Do realizacji swojego planu potrzebował bowiem jego bierności i uległości. Dlatego też by mieć argument przeciwko niepokornym dozbrajał armię, tworzył wojska wewnętrzne i silny aparat przymusu. Uzależniał i blokował sądy, by mieć pewność wyroków.

Dzielił społeczeństwo na lepszych i gorszych tak by frustrację biednych skierować przeciwko bogatszym, lepiej wykształconym. Bowiem tylko tam mogła się zrodzić realna siła opozycyjna. Za wrogów miał komunistów, co nie przeszkadzało mu bratać się z nimi dla osiągnięcia celu.

Społeczeństwo milczało. Mamione chlebem i wizją potęgi pozostawało bierne na kolejne akty łamania prawa. Kluczowe dla późniejszego ustroju ustawy pisano na kolanie i uchwalano ekspresowo w wątpliwym trybie. Kontrolował media, które prezentowały jedynie jego propagandę sukcesu, opozycję nazywając przewrotowcami chcącymi obalić demokratycznie wybraną władzę. Nie bał się też użyć wobec niej argumentów siły. Także wobec tej wewnątrzpartyjnej.

Analogii między historią a dzisiejszą rzeczywistością jest wiele. Zblokowany Trybunał Konstytucyjny i władza sądownicza to jedynie niewielki, choć istotny, element tej niebezpiecznej układanki. Nim przedstawię bohatera mojej historii, opowiem wpierw jak skończyła się jego polityczna gra.

Człowiek ten pod koniec swojego życia uważany był za szaleńca. Nawet przez wielu do tej pory mu oddanych. Próbowali go powstrzymać, lecz było za późno. Świat, który podpalił płonął już bez jakiejkolwiek kontroli. Z potęgi narodu zostały zgliszcza, zarówno dosłownie jak i w metaforycznym tego słowa sensie.

Jako pointę poznajcie tożsamość tego człowieka, choć wielu z Was domyśla się kto jest tym niechlubnym bohaterem:

Opowiadałem o Adolfie Hitlerze i jego drodze do panowania nad Europą. Trybunał rękoma faszystowskich popleczników zablokowano w Austrii w 1933, umożliwiając mu pierwszy krok czyli Anschluss tego kraju przez III Rzeszę. Ustawy, które pisano na kolanie i szybko wprowadzano określane są w historii mianem Norymerskich.

To jest moja odpowiedź na kwestionowanie zagrożenia dla demokracji. Tylko przez to, że dziś nie jesteśmy bierni, reagujemy, możemy zapobiec powtórce z historii. Wówczas NSDAP stworzyło III Rzeszę, dziś PIS tworzy koszmarną IV RP i moim obywatelskim obowiązkiem jest głośno się temu sprzeciwiać.

Artykuł Między demokracją a totalitaryzmem – historia pewnego człowieka. pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.

]]>
http://www.stajnbart.pl/publicystyka/miedzy-demokracja-a-totalitaryzmem-historia-pewnego-czlowieka/feed 0 405
Jak wyhodować Trolla! http://www.stajnbart.pl/dzialalnosc-zawodowa/jak-wyhodowac-trolla http://www.stajnbart.pl/dzialalnosc-zawodowa/jak-wyhodowac-trolla#respond Mon, 12 Dec 2016 09:04:09 +0000 http://www.stajnbart.pl/?p=396 Nazywamy ich różnie: trollami, prowokatorami czy fałszywkami. W internecie, wokół nas roi się od osób czerpiących niemal sadystyczną przyjemność z obrażania i wyśmiewania innych. Niestety często to my sami jesteśmy odpowiedzialni za wyhodowanie takiej istoty. Poniższy artykuł to poradnik jak nie dać się podejść lub co robić by utrudnić trollom działanie.

Artykuł Jak wyhodować Trolla! pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.

]]>
Nazywamy ich różnie: trollami, prowokatorami czy fałszywkami. W internecie, wokół nas roi się od osób czerpiących niemal sadystyczną przyjemność z obrażania i wyśmiewania innych. Niestety często to my sami jesteśmy odpowiedzialni za wyhodowanie takiej istoty. Poniższy artykuł to poradnik jak nie dać się podejść lub co robić by utrudnić trollom działanie.

Jak rozpoznać trolla?

Pytanie to zadawano mi przez niemal dwie dekady mojego kontaktu z zawodem wielokrotnie. W czasach raczkowania Internetu w Polsce odpowiedź była stosunkowo prosta. Jednak wraz z upowszechnianiem się tego medium komunikacji znalezienie właściwej definicji robiło się coraz trudniejsze. Ostatnimi czasy by pokazać rozległość zjawiska posługuję się starą anegdotą rodem z Radia Erewań:

Słuchacze pytają: Czy to prawda, że na Placu Czerwonym rozdają samochody?
Radio Erewań odpowiada: tak, to prawda, ale nie samochody, tylko rowery, nie na Placu Czerwonym, tylko w okolicach Dworca Warszawskiego i nie rozdają, tylko kradną.

Radio Erewań, będące w kulturze masowej synonimem źródła nierzetelnych informacji, było bowiem jedną z pierwszych form tego co dziś nazywamy Internetowym trollingiem. Wyśmiewanie, czy obrażanie innych, cały tak zwany hejt trzeba bardziej rozpatrywać w kategoriach braku kultury lub ewentualnie pomocniczych narzędzi którymi posługuje się troll w celu osiągnięcia konkretnego, zamierzonego efektu – manipulacji przekazu.

Czym żywi się troll?

Skoro mowa już o manipulacji, należałoby sobie zadać pytanie jaki cel chcą tą metodą osiągnąć? Choć w dyskredytowaniu czy poniżaniu osób czy pospolitym kłamstwie ciężko dopatrzyć się wspólnego mianownika to jednak odpowiedź na to pytanie jest banalnie prosta. Cel Internetowego trolla jest zawsze osobisty i jest zawsze jeden – postawić na swoim.

W przypadku drobnych konfliktów sprawa wydaje się błaha i niegroźna. Mądrzejszy ustąpi lub, co częstsze w męskim gronie, przejdzie od werbalizowanych argumentów na język migowy. Gorzej sprawa wygląda gdy manipulacji ulega przekaz ogólnospołeczny. W takim przypadku troll, lub częściej grupa, karmiony jest każdym komentarzem a sama dyskusja z merytorycznej przeradza się personalne docinki lub pomówienia.

Skalę problemu najlepiej pokazuje brytyjska komedia z 2009 roku „Było sobie kłamstwo”. W tamtej, filmowej rzeczywistości kłamstwo nie istnieje a ludzie wobec siebie są, do brutalności, szczerzy. Wszystko zmienia się w momencie gdy główny bohater odkrywa, że dzięki kłamstwu, a właściwie łatwowierności społeczeństwa, może osiągnąć znacznie więcej niż za pomocą prawdy.

Tak też dzieje się z nami w Internecie. Nasza, ludzka, natura sprawia, że co do zasady jesteśmy ufni. Dopiero niewerbalne sygnały płynące od naszego rozmówcy informują nas o zagrożeniu i wzmagają naszą czujność. Pozorna anonimowość Internetu, a przede wszystkim brak fizycznego kontaktu z rozmówcą sprawia, że sygnałów tych dociera do nas mniej, a przede wszystkim musimy ich szukać w otoczeniu rozmówcy.

Wspomniany deficyt sprawia, że kłamstwo, które z założenia ma krótkie nogi, w sieci żyje znacznie dłużej, a powtórzone wielokrotnie, zgodnie z teorią Goebbelsa, staje się prawdą. Dlatego też cyberprzestrzeń jest tak atrakcyjna propagandowo, a trollowanie staje się zawodem na miarę propagandzisty.

Jak wyhodować trolla?

Jak już na wstępie wspomniałem dość często do zjawiska trollingu sami, swoim zachowaniem, przykładamy rękę. Nasza niefrasobliwość w udostępnianiu różnego rodzaju informacji, czy zarządzanie kręgiem znajomych często dostarczają takim osobom amunicji. Sprawia także, że swoim wizerunkiem legendujemy takie osoby w kręgu naszych znajomych.

Sprawy nie ułatwiamy także gdy podczas dyskusji za wszelką cenę staramy się udowodnić nasze racje, lub obronić godność szkalowanej osoby. Długotrwała dyskusja, w najlepszym przypadku, daje takiej osobie wzrost poczucia wartości, czy popularności. Dodatkowym efektem takiego stanu rzeczy jest przedłużanie sieciowego życia krytykowanej informacji, która dzięki temu ma spore szanse dotrzeć, wraz z komentarzem, do odpowiednio większej ilości odbiorców. W najgorszym przypadku, może zakłócić przekaz innych, istotniejszych informacji, czy narazić nas na odpowiedzialność za słowa wypowiedziane w ferworze dyskusji.

Dyskutując z trollem, gdy trafimy na wytrawnego przeciwnika, może on w taki sposób pokierować dyskusją, że my sami, w ogólnym odbiorze zostaniemy postrzegani za takowego. Wówczas stracimy oręż jaki dysponujemy w walce z tą formą propagandy.

Prosimy nie karmić trolli!

Czy w ogóle można ustrzec się trollingu w sieci, czy też jest to walka z cyfrowymi wiatrakami? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Zbyt dużo czynników determinuje to zjawisko. Niemniej stosując się do pewnych zasad mamy szanse zminimalizować ryzyko.

Po pierwsze. Internauta powinien być jak kierowca. Czujny, obserwujący otoczenie, stosujący zasadę ograniczonego zaufania do innych użytkowników. Nie oznacza to, że każdą osobę należy traktować jak internetowego trolla, nie należy jednak brać wszystkich informacji za pewnik.

Zasadę tą powinniśmy stosować już na etapie doboru naszych cyfrowych znajomych. Nawet tych, których znamy w prawdziwym życiu i co do których mamy już wyrobione zdanie. Nie wiemy bowiem czy aplikująca do naszego kręgu osoba jest tą, za którą się podaje. Wątpliwości wzbudzić powinien już pierwszy rzut oka na cyfrowy życiorys naszego kandydata. Profile o krótkim stażu, niewielkiej ilości własnych zdjęć powinny automatycznie wzbudzać naszą czujność. Podobnie niewielka ilość lub brak znajomych. Takie tożsamości powinny być z automatu weryfikowane, choćbyście znali się jak łyse konie.

Przy ocenie i weryfikacji nie należy też zbytnio sugerować się wspólnymi znajomościami, choć ich struktura ilościowa i jakościowa może nam w łatwy sposób podpowiedzieć czy mamy do czynienia z fałszywką. Taki audyt należy jednak zacząć od sporządzenia listy przyjaciół i wrogów by móc wychwycić ewentualne odchyły. Posiadanie w gronie znajomych śmiertelnego wroga często od razu pozwala wychwycić fałszywkę.

W zarządzaniu znajomymi również czas działa na naszą korzyść. Obserwując profil aplikanta przez kilka dni mamy dość czasu by wychwycić inne przesłanki świadczące o prawdziwości tożsamości naszego rozmówcy.

Podobnie należy postępować wobec osób, które kontaktują się z nami wyłącznie w cyberprzestrzeni. Wspólna dyskusja pod pierwszym lepszym postem, choćby nie wiadomo jak zgodna, nie powinna być automatycznym przyjęciem do kręgu znajomych. Co więcej ocena takiego profilu nie powinna polegać jedynie na pobieżnej weryfikacji udostępnianych treści. Warto pokusić się na ocenę polubień czy komentarzy. Obecność wśród nich osób o skrajnie różnych do naszych poglądów powinna wzmóc naszą czujność.

Skoro już mowa o dyskusji, to w zetknięciu się w niej z trollami, nie należy poddawać się emocjom. Chłodny ogląd sytuacji oszczędzi nam niepotrzebnej straty czasu i energii a kto wie może i nawet uda się nam strollować trolla.

Artykuł Jak wyhodować Trolla! pochodzi z serwisu Dominik Cyryl Stajnbart.

]]>
http://www.stajnbart.pl/dzialalnosc-zawodowa/jak-wyhodowac-trolla/feed 0 396